
Stina Blackstenius w niecodziennych okolicznościach zamieniła Linköping na Göteborg (Fot. Stefan Jerrevång)
Na ligowe granie na boiskach Damallsvenskan i Elitettan jeszcze trochę poczekamy, ale dzień odwołanego meczu finałowego o Puchar Szwecji wydaje się być wręcz idealną datą na zebranie w jednym miejscu tego, co w ostatnich tygodniach wydarzyło się w świecie szwedzkiego futbolu. Wszystkie te wydarzenia w dobie nierównej walki z pandemią koronawirusa zeszły niejako samoistnie na dalszy plan, ale szczególnie w Västergötland minione dni przyniosły bardzo wiele zmian, zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych. W informacyjnej podróży przez piłkarską Szwecję zatrzymamy się jednak nie tylko w Göteborgu, gdyż ciekawie działo się właściwie na każdej szerokości geograficznej między Skanią a Laponią.
Zacznijmy jednak od wizyty nad Götą, gdzie po wznowieniu rozgrywek grać będzie Stina Blackstenius. O przynależności klubowej 56-krotnej reprezentantki Szwecji zdecydować musiał trybunał arbitrażowy, przed którym swoich racji dowodzili prawnicy z Göteborga oraz Linköping. Z ostatecznego werdyktu cieszyli się jednak wyłącznie pierwsi z wymienionych, a w dokładnie odwrotnym nastroju (co zresztą całkowicie zrozumiałe) znajdował się trener LFC Olof Unogård, który planował zbudować ofensywę prowadzonego przez siebie zespołu na najbliższą kampanię właśnie wokół 24-letniej napastniczki. A co na to wszystko sama zainteresowana? Cieszy się, że całe to zamieszanie dobiegło wreszcie końca i znów może skupić się na rzeczach ważniejszych i znacznie przyjemniejszych. Warto jednak jednoznacznie pochwalić postawę Stiny Blackstenius, która do końca pobytu w Linköping podchodziła do swoich obowiązków w pełni profesjonalnie, a w swoim ostatnim jak się okazało występie w dotychczasowych barwach strzeliła nawet gola … drużynie z Göteborga. Jak wiemy, Damallsvenskan doskonale zna przypadki, w których z tym profesjonalizmem bywało nieco gorzej.
Skoro jesteśmy już przy napastniczkach KGFC, to jeszcze większy emocjonalny rollercoaster ma za sobą Rebecka Blomqvist, która podczas przerwy międzysezonowej stoczyła zwycięską póki co walkę z nowotworem jajnika. Symptomy choroby pojawiły się u piłkarki z Göteborga jeszcze podczas rundy jesiennej, ale nie przeszkodziło to 22-letniej snajperce w tym, aby podobnie jak w poprzednim sezonie zostać drugą strzelczynią oraz najlepszą asystentką w Damallsvenskan. Diagnoza lekarska okazała się dla Blomqvist prawdziwym szokiem, choć sama zawodniczka przyznaje, że w całym nieszczęściu spotkało ją jednak mnóstwo szczęścia. Po pierwsze dlatego, że podczas tej niesamowicie trudnej drogi mogła niezmiennie liczyć na wsparcie najbliższych, a po drugie z powodu bardzo wczesnego wykrycia choroby, co znacząco poprawiało jej rokowania. Młodą snajperkę czekają teraz cykliczne kontrole medyczne i pozostaje mocno trzymać kciuki, aby nie wykazały one niczego niepokojącego.
Zima 2019/20 przyniosła także daleko idące zmiany w defensywie ekipy znad Göty. W ostatnich sezonach parę środkowych obrończyń KGFC niezmiennie stanowiły Taylor Leach oraz Beata Kollmats, ale w najbliższym czasie żadna z nich nie założy charakterystycznej, czarnej koszulki wicemistrzyń Szwecji. Leach, o czym wiadomo już od kilku miesięcy, zdecydowała się na powrót do USA, zaś Kollmats, która barw klubowych nie zmieniła, doznała chyba najbardziej niewdzięcznej kontuzji w piłkarskim słowniku. Tak, chodzi tu o zerwanie więzadeł krzyżowych. Teoretycznie, obecność w kadrze Göteborga takich zawodniczek jak Emma Berglund czy Emma Kullberg sprawia, że nie trzeba jeszcze bić na alarm, lecz nie możemy zapominać, że obu wymienionym tu defensorkom stosunkowo często zdarza się łapać wykluczające je z gry urazy. A gdyby tak się stało, nowy szkoleniowiec KGFC Mats Gren musiałby prawdopodobnie ratować się przesunięciem na środek obrony Filippy Curmark lub Natalii Kuikki, co dla samych zainteresowanych nie byłoby z pewnością rozwiązaniem idealnym.
Po długim pobycie w Göteborgu zajrzymy na chwilę na południe, gdzie pomimo zmniejszonej aktywności na stadionach także wydarzyło się całkiem sporo. W Vittsjö, najsłynniejszej piłkarskiej wsi w Szwecji i nie tylko, ruszyła sprzedaż cegiełek mających pomóc klubowi w tych trudnych i niecodziennych okolicznościach. Jej wyniki mogą wskazywać na to, że w okolicach Hässleholm żaden wirus nie zabije pierwszoligowego futbolu. Z umiarkowanym optymizmem w przyszłość spoglądają także w Kristianstad, gdzie swoją zawodową przystań na najbliższą przyszłość odnalazła Elise Kellond-Knight. Piłkarkę, która była bliska zostania bohaterką australijskiej kadry na mundialu we Francji, doskonale pamiętamy chociażby z występów w stołecznym Hammarby, więc nic dziwnego, że transfer ten z miejsca stał się jednym z hitów zimowego okienka. Równie dobrą robotę wykonano także w zachodniej Skanii, gdzie pomimo zakusów potęg z Anglii i Francji udało się zatrzymać w Rosengård Annę Anvegård oraz Hannę Bennison. Pokusa sprawdzenia się w jednej z najlepszych lig świata była o tyle duża, że zainteresowanie dwiema nadziejami szwedzkiej piłki wyrażały naprawdę renomowane kluby (z tym najlepszym włącznie), ale obie zawodniczki zgodnie stwierdziły, że czas na podbój Lyonu czy Londynu jeszcze nadejdzie. A kiedy? Kibice z Malmö z pewnością liczą na to, że nie tak prędko, ale trudno powiedzieć jak długo przyjdzie im żyć tą nadzieją.
A co słychać na północy? Tam, ze względów geograficznych, koronakryzys może nieść za sobą najbardziej dramatyczne skutki. Beniaminek z Umeå radzi sobie z nimi jednak niesamowicie kreatywnie, a akcja sprzedaży fikcyjnych biletów na mecz otwarcia sezonu przeciwko Rosengård okazała się marketingowym strzałem w dziesiątkę. Rekordu frekwencji z czasów świetności klubu pobić się wprawdzie nie udało, ale po raz pierwszy od dawna Umeå znów stało się na chwilę stolicą szwedzkiej piłki. I bez względu na sympatie czy antypatie klubowe, jest to niezwykle przyjemna wiadomość. O skutkach kryzysu mocno myślą także w nieodległym Piteå, gdzie już liczą straty spowodowane zdecydowanie większymi kosztami podróży, z którymi nam wszystkim przyjdzie się zmierzyć w nowej rzeczywistości. Jak wiadomo, mistrzynie Szwecji z sezonu 2018 na wszystkie ligowe mecze (w tym roku oczywiście z wyłączeniem wyjazdu do Umeå) muszą latać samolotem, a korzystanie z tego właśnie środka lokomocji już za chwilę stanie się zdecydowanie droższą niż dotychczas przyjemnością. Nic więc dziwnego, że w Piteå wyszli z propozycją nowego, bardziej proporcjonalnego do poniesionych kosztów, podziału funduszu wyrównawczego pozwalającego klubom odzyskać część środków przeznaczonych na dojazdy na mecze. Pomysł ten niewątpliwie spodobał się w Umeå, ale czas pokaże, czy równie przychylnym okiem spojrzą na niego przedstawiciele klubów z południa, które na tym bardziej sprawiedliwym rozwiązaniu miałyby najwięcej do stracenia.
******
Bądźcie zdrowi, dbajcie o siebie i – mam nadzieję – do następnego razu!