Co wiemy po Chorwacji?

bigOriginal

Fot. Jessica Gow

Pierwszy mecz, pierwsze zwycięstwo i pierwsze wątpliwości. Długi marsz na francuskie mistrzostwa świata reprezentacja Szwecji rozpoczęła od wywalczenia kompletu punktów na boisku w Varazdinie, ale styl zaprezentowany przez reprezentację Petera Gerhardssona nie mógł zadowolić licznych sceptyków. Nie jest zatem chyba specjalnie wielkim zaskoczeniem, że jeszcze zanim zawodniczki zdążyły na dobre rozjechać się do swoich klubów, na nowego selekcjonera oraz jego sztab spadła całkiem spora fala krytyki. Czy słusznie?

Aby w ogóle rozpoczynać jakąkolwiek polemikę w tym temacie, warto najpierw odpowiedzieć na dwa niezwykle istotne pytania:

Czy w Varazdinie gra szwedzkich piłkarek wyglądała gorzej niż podczas kadencji Sundhage? Nie.

Czy w Varazdinie gra szwedzkich piłkarek wyglądała lepiej niż podczas kadencji Sundhage? Nie.

Biorąc pod uwagę wyłącznie styl i jakość gry, trudno dopatrzeć się większych różnic w porównaniu z tym, co z niezwykłą regularnością oglądaliśmy przez cztery ostatnie lata. Znów brakowało kreatywności w drugiej linii, znów konstruowanie ataków pozycyjnych odbywało się w wielkich mękach, znów szwankowała współpraca środkowych pomocniczek ze skrzydłowymi i wreszcie znów najwięcej zagrożenia pod bramką rywalek stwarzaliśmy po stałych fragmentach, indywidualnych rajdach lub wrzutkach spod linii końcowej. Warto jednak mieć na uwadze to, że o ile za czasów Sundhage i Persson bezradność szwedzkich kadrowiczek była stałym elementem programu, o tyle w chorwackim basenie sporo dołożyła od siebie pogoda. Jasne, że kompletnie niepotrzebnych strat Fischer czy Seger, a także zbyt dużej liczby niedokładnych podań nie da się wytłumaczyć jedynie padającym deszczem, ale z drugiej strony trudno było oczekiwać, że na tak fatalnie przygotowanej płycie obejrzymy wspaniały, futbolowy spektakl. Tym bardziej, że po drugiej stronie biegała drużyna zainteresowana przede wszystkim wybijaniem Szwedek z uderzenia i maksymalnym spowalnianiem tempa gry.

Podczas wielu nieformalnych rozmów Peter Gerhardsson zapowiadał, że interesuje go stworzenie reprezentacji, w której potencjał każdej zawodniczki będzie wykorzystany na sto procent, gdyż taką kadrę każdy będzie oglądał z przyjemnością. Nie ma sensu udawać, że ów cel udało się zrealizować już w Chorwacji, ale nawet pomijając wyjątkowo niesprzyjającą aurę, warto najzwyczajniej w świecie dać nowemu selekcjonerowi czas. Podczas pierwszego mini-zgrupowania wiele piłkarek bardzo pozytywnie oceniało pracę Gerhardssona oraz jego sztabu i pozostaje mieć nadzieję, że już niebawem wspomniane pozytywy dostrzegać będziemy także na boisku. Margines błędu jest rzecz jasna stosunkowo niewielki, gdyż już za miesiąc czeka nas mecz, od którego w największym stopniu może zależeć kwestia pierwszego miejsca w grupie eliminacyjnej, ale tęskniącym za dawnym ładem przypominam, że to właśnie pod wodzą Pii Sundhage reprezentacja Szwecji rozegrała swój zdecydowanie najgorszy mecz w skądinąd całkiem długiej historii potyczek z Danią. Kto widział Viborg, ten doskonale wie, o czym mówię. Kto nie widział, niech się cieszy, bo tak wielka trauma pozostawia trwały ślad. Jestem jednak dziwnie spokojny, że bez względu na wynik październikowego starcia (a nie muszę chyba przypominać, kto będzie w nim faworytem) obędzie się bez powtórki z ubiegłorocznej żenady i na poparcie tej tezy mam nawet kilka argumentów.

Przede wszystkim, w końcu na ławce trenerskiej zasiadają ludzie, którzy żyją podczas trwania meczu. Od razu spieszę z wyjaśnieniem, że przez życie rozumiem nie nadmiernie ekspresyjną radość po wymęczonym 1-0 ze Szkocją czy Meksykiem, lecz odpowiednią reakcję na boiskowe wydarzenia, czyli coś, czego niewątpliwie brakowało nam przez ostatnie lata. Zostawiając już nawet nieszczęsny Viborg, obraz Marty i Andressy raz po raz w identyczny sposób wkręcających w ziemię nasze defensorki, na zawsze stał się symbolem tamtej epoki. Podobnie zresztą jak przegrany w dużej mierze przez brak właściwego impulsu z ławki mecz z Włoszkami. Nikt nie zaprzeczy, że w Chorwacji zobaczyliśmy pod tym względem nową jakość, a każdą ze zmian taktycznych lub personalnych dało się w logiczny sposób uzasadnić. I to nawet w przypadku, gdy z częścią z nich nie do końca mogłem się zgodzić.

Bardzo podoba mi się również system stosowany przez Gerhardssona podczas powołań i mam nadzieję, że akurat w tej kwestii bez względu na okoliczności selekcjoner wytrwa w swoim postanowieniu. Wybór dokładnie dwóch zawodniczek na każdą pozycję broni się sam i zapewnia nam odpowiednią głębię w każdym sektorze boiska. Oczywiście, w kadrze mamy przynajmniej kilka piłkarek wszechstronnych, które mogą z powodzeniem stanowić dodatkową alternatywę w sytuacji awaryjnej, ale taki system powołań niejako gwarantuje nam, że nigdy więcej nie przytrafi nam się sytuacja, w której nie posiadamy naturalnej opcji rezerwowej dla kontuzjowanej na rozgrzewce lewej obrończyni.

Nie mam rzecz jasna żadnej pewności, że październikowy dwumecz analizować będziemy w dobrych humorach, ale myślę, że naprawdę warto dać tej kadrze szansę. Ponownie doczekaliśmy się bowiem reprezentacji, w której chęć gry wyrażają wszystkie piłkarki oraz sztabu szkoleniowego, który rozumie, że z drużynami klubowymi warto współpracować, a nie toczyć bezsensowne wojny. Czy to okaże się wystarczającym kapitałem, aby zatrzymać Pernille Harder? Przekonamy się szybciej, niż komukolwiek się wydaje, ale na wypadek ewentualnego potknięcia warto pamiętać, że czas wystawiania końcowych ocen nadejdzie po zakończeniu eliminacji. Tym bardziej, że ostatni udany mundial zaliczyliśmy, kwalifikując się na niego po barażach.

1 thought on “Co wiemy po Chorwacji?

  1. Pingback: Kadra na Słowację i Gruzję | Szwedzka piłka

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Twitter picture

You are commenting using your Twitter account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s