Czwartkowy wieczór przebiegał na Tunavallen pod znakiem opadów. Najpierw na murawę spadł śnieg, następnie na gospodynie spadł grad węgierskich goli, a gdy już wszyscy szykowaliśmy się do opuszczenia stadionu, dosłownie i w przenośni jeszcze bardziej zmroziła nas fatalnie wyglądająca kontuzja prawej nogi Nathalie Björn. Na boisku wszystko potoczyło się za to zgodnie z planem, a tak mocno wyczekiwanego cudu nie było, bo i po prostu być nie mogło. Wicemistrzynie Niemiec zagrały dokładnie tak, jak przystało na faworytki, a pięć strzelonych przez Wolfsburg goli definitywnie załatwia kwestię awansu do ćwierćfinału. Zawodniczki Viktora Erikssona możemy pochwalić za niezwykle ambitną postawę, ale niestety poza determinacją miały one dziś bardzo niewiele do zaoferowania.
Wysoka porażka była dla Eskilstuny tym bardziej bolesna, że w minioną sobotę piłkarki z Tunavallen w równie słabym stylu uległy na koniec sezonu ligowego Linköping. Także i tym razem o losach meczu zadecydował pierwszy kwadrans, w którym to Wolfsburg przejął całkowitą kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami, a swoją przytłaczającą momentami przewagę udokumentował dwoma golami autorstwa Zsanett Jakabfi. Szczególnie druga bramka dla przedstawicielek Bundesligi padła w dość szczęśliwych okolicznościach (po rykoszecie od jednej z defensorek), ale w niczym nie zmienia to faktu, że piłkarki gości prowadziły jak najbardziej zasłużenie, a gdyby Wullaert i Gunnarsdottir wykorzystały dogodne sytuacje, wynik do przerwy mógł być jeszcze wyższy. W drugiej części gry węgierska skrzydłowa, która mniej więcej miesiąc temu wyróżniła się hat-trickiem przeciwko Chelsea, kontynuowała swoje strzeleckie popisy i jeszcze dwa razy umieściła futbolówkę w siatce Lundberg, ponownie wykorzystując wyjątkowo niepewną postawę defensywy United. Bramkowe szaleństwo na Tunavallen zakończył efektowny strzał głową Popp z 76. minuty, choć Wolfsburg wcale nie zamierzał poprzestawać na pięciu trafieniach i jeszcze w doliczonym czasie gry stworzył sobie stuprocentową okazję do podwyższenia rezultatu.
Honor Eskilstuny uratować zdołała Marija Banusic, która w końcowej fazie pierwszej połowy zmieściła piłkę tuż przy słupku bramki strzeżonej przez Schult. Był to jednak jeden z bardzo niewielu momentów, kiedy piłkarki United mogły pozwolić sobie na to, aby na nieco dłużej zagościć w okolicach szesnastki wicemistrzyń Niemiec. Pomimo niezwykle ofiarnej postawy Diaz oraz Schjelderup, gospodynie wyraźnie przegrały walkę o środek pola i choć do ostatnich minut robiły wszystko, aby uradować nadzwyczaj licznie przybyłych kibiców drugim golem, to po przerwie nie udało im się oddać choćby jednego groźnego strzału na bramkę Schult (najbliżej powodzenia była zresztą właśnie wspomniana chwilę wcześniej Norweżka Schjelderup). Oczywiście, bez względu na ostateczny rezultat, dzisiejszy mecz i tak na zawsze pozostanie w pamięci nie tylko samych zawodniczek, ale i wszystkich sympatyków futbolu w Södermanland, ale ubiegłoroczne finalistki Ligi Mistrzyń tym razem okazały się niezwykle surowymi i wymagającymi nauczycielkami. Nie pozostaje zatem nic innego, jak tylko wyciągnąć z otrzymanej przed chwilą lekcji odpowiednie wnioski i przy następnej okazji ustrzec się popełnionych dziś błędów, które pojawiły się w zdecydowanie zbyt dużej ilości. Szansa na poprawę nadarzy się przecież stosunkowo szybko, bo juz za tydzień.

Fot. Anders Nilsson
Piłkarki FC Rosengård pokonały w pierwszym meczu 1/8 finału piłkarskiej Ligi Mistrzyń Slavię Praga 3-1, ale końcowy wynik jest dla ekipy ze Skanii tak naprawdę jedynym powodem do radości. Mniej więcej przez trzydzieści minut byliśmy w stolicy Czech świadkami niesamowicie wyrównanego pojedynku, w którym znacznie bliżej zdobycia gola były gospodynie. Zecira Musovic popisała się jednak kapitalną interwencją po uderzeniu Kozarovej, a dobitkę Divisovej w ostatniej chwili wyblokowały obrończynie z Malmö. Wicemistrzynie Szwecji postanowiły przyspieszyć na kwadrans przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę i w odstępie zaledwie dziesięciu minut załatwiły sprawę nie tylko zwycięstwa, ale i dwumeczu. Najpierw Masar wykorzystała zamieszanie po rzucie rożnym wykonywanym przez Andonową, następnie prowdzenie gości podwyższyła mierzonym strzałem Nilsson, a na koniec Enganamouit wykorzystała rzut karny po zagraniu ręką Budusovej w obrębie własnej szesnastki, choć trzeba przyznać, że Kamerunka nie wykonała tego rzutu karnego idealnie.
Pierwsze minuty po przerwie zwiastowały dalszy ciąg huraganu ze Skanii, ale wicemistrzynie Szwecji bardzo szybko zadowoliły sie trzybramkowym prowadzeniem, całkowicie oddając Czeszkom inicjatywę. Zawodniczki z Pragi często egzekwowały stałe fragmenty gry, okazje na zmniejszenie rozmiarów porażki miały między innymi Necidova oraz Pincova, ale bezbłędnie spisywała się zdecydowanie najlepsza w szeregach gości Musovic i jedynie dzięki niej Rosengård zachował czyste konto aż do 92. minuty. Młoda bramkarka, której tak bardzo będzie brakować nam podczas rozpoczynającego się już za trzy dni turnieju w Papui-Nowej Gwinei, skapitulowała ostatecznie po strzale Svitkovej z rzutu wolnego, ale trzeba głośno powiedzieć, że to przede wszystkim dzięki niej w Malmö już dziś mogą myśleć o losowaniu ćwierćfinałów. Aby jednak zaprezentować się w nich z dobrej strony, trzeba będzie zagrać zdecydowanie lepiej.