
Evelyn Ijeh znów wpisuje się na listę strzelczyń w reprezentacyjnych barwach (Fot. Bildbyrån)
Przed rozpoczęciem ostatniego w tym roku zgrupowania kadry mieliśmy jedno podstawowe życzenie: nie popsuć sobie humorów na starcie ekspresowych, wiosenno-letnich kwalifikacji do brazylijskiego mundialu. I choć Tony Gustavsson teoretycznie (wszak dzisiejszy mecz można rozpatrywać tak naprawdę dwojako) wciąż czeka na pierwsze oficjalne zwycięstwo w roli sternika najważniejszej piłkarskiej drużyny w kraju, to na zimową przerwę udajemy się z poczuciem ostrożnego optymizmu. Nie może jednak być inaczej, skoro na tle ekipy zaliczającej się do ścisłej, światowej czołówki zaprezentowaliśmy się jak naprawdę równorzędny rywal, a selekcjoner swoimi wyborami i decyzjami zdołał zapracować na czasowe wotum zaufania. Ten niejednoznaczny ton wynika rzecz jasna z tego, że czas prawdziwych wyzwań niezmiennie przed nami, lecz z pewnością nie będziemy wyczekiwać go z niepokojem, że oto nie leci z nami pilot.
W regulaminowym czasie gry szwedzkie piłkarki oddały zaledwie dwa strzały w światło bramki Pauline Peyraud-Magnin, więc nietrudno o konstatację, że ich skuteczność w rzeczonym fragmencie rywalizacji wyniosła dokładnie sto procent. Dwa stałe fragmenty, dwie będące ich bezpośrednim następstwem asysty z prawego skrzydła i wreszcie dwa precyzyjne strzały głową rezerwowych Evelyn Ijeh oraz Rosy Kafaji. Tak w skondensowanej pigułce przedstawiają się największe ofensywne aktywa Blågult, choć trzeba uczciwie zaznaczyć, że liczby te prezentowałyby się jeszcze bardziej okazale, gdyby nie postawa rozgrywającej dziś kapitalne zawody Elisy de Almeidy. Defensorka Paris SG aż dwukrotnie zaprezentowała nam ofiarne, ekwilibrystyczne interwencje, prawdopodobnie ratując tym sposobem skórę swojej niezbyt tego dnia pewnej golkiperce. Inna sprawa, że piłkarka Juventusu na podobne wsparcie liczyć mogła nie tylko od przedstawicielek formacji defensywnej, ale i od Kessyi Bussy, która to przytomnie wyblokowała niechybnie zmierzającą do siatki futbolówkę po główce świetnie ustawionej na dalszym słupku Julii Zigiotti. Jak zatem widzimy, choć większość suchych liczb wskazywałaby raczej na delikatną przewagę reprezentacji Francji, to jednak i po szwedzkiej stronie momenty jak najbardziej były, a do sięgnięcia po pełną pulę zabrakło nam przede wszystkim detali.
Po stronie zawodniczek, od których w przyszłości na pewno będziemy wymagać znacznie więcej, w pierwszej kolejności znajdziemy nazwiska Anny Sandberg, Smilli Holmberg oraz Elmy Nelhage. Obie nasze wahadłowe tym razem zaliczyły występ mocno dyskretny, a na dodatek z przodu nie dostarczyły skrzydłowym tyle wsparcia, ile najpewniej przy obranej na ten mecz taktyce oczekiwałby od nich selekcjoner. Przyjemny, grudniowy wieczór z pamięci jak najszybciej będzie natomiast chciała wyrzucić z pamięci młoda stoperka Olympique Lyon i to nie tylko ze względu na wyraźnie niefortunne jak by nie patrzeć zachowanie przy golu Clary Mateo. I nawet jeśli prawdą jest, że kreująca swojej koleżance stuprocentową okazję strzelecką Kadidiatou Diani chwilę później w równie okrutny sposób ośmieszyła jeszcze Annę Sandberg, to nie tylko w tej jednej sytuacji całe nieszczęście szwedzkiej defensywy rozpoczęło się od niewłaściwej decyzji Nelhage. W porównaniu z piątkowym meczem w Reims, loty znacząco obniżyły grające dziś wspólnie w wyjściowej jedenastce Kosovare Asllani oraz Fridolina Rolfö, lecz – jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało – z tego duetu na zdecydowanie ostrzejszym zakręci kariery znajduje się obecnie zawodniczka Manchesteru United. Obu zainteresowanym mocno jednak kibicujemy, bo skoro wciąż jest w nich iskra zachęcająca do zdobywania kolejnych szczytów w narodowych barwach, to żadną miarą nie zamierzamy jej gasić. Swój ostatni, reprezentacyjny taniec dała nam dziś Linda Sembrant i tutaj, choć zabrzmi to może dość brutalnie, nie żałujemy, iż licznik ostatecznie zatrzymał się na cokolwiek imponującej liczbie 160. Dziękujemy za wszystkie ważne gole podczas wielkich imprez, kluczowe interwencje i chwile wzruszeń, ale na niełatwe, kwalifikacyjne boje z Danią i Włochami potrzebujemy jednak kogoś zdecydowanie stabilniejszego niż defensorka odstająca od swoich klubowych koleżanek w stołecznym AIK (choć akurat Jennie Nordin z Matildą Plan poprzeczkę regularnie stawiają całkiem wysoko).
Jedna historie się kończą, inne zaś znajdują się dopiero na etapie prologu. O Johannie Kaneryd, Filippie Angeldal, czy wreszcie najsolidniejszej wśród defensorek Nathalie Björn, wspominać tu ze szczegółami nie będziemy, gdyż każda z nich zagrała po prostu jeszcze jedne przyzwoite zawody. Warto jednak docenić naprawdę udany występ osiemnastoletniej Felicii Schröder, która z początku długo łapała meczowy rytm, lecz gdy już w niego weszła, z miejsca stała się dla francuskiej defensywy nieustannym zagrożeniem. To właśnie na nią, a także na skuteczne dziś Ijeh oraz Kafaji liczyć będziemy na wiosnę, kiedy to przyjdzie nam się cieszyć, smucić i denerwować już tak całkiem na serio. A póki co zabieramy ze sobą na długie, zimowe wieczory pod kocykiem i z ciepłą herbatką w dłoniach cenny remis, opakowany naprawdę ładnym obrazkiem. Trzymajcie się i pamiętajcie – wciąż jest dobrze!
Komplet wyników:

