
Mecz w Göteborgu z perspektywy szwedzkiej kadry wyglądał zdecydowanie lepiej niż ten w Maladze (Fot. Bildbyrån)
Pierwsze zgrupowanie pod wodzą nowego selekcjonera zakończone, pierwsze mecze rozegrane, pierwsze warianty przetestowane, pierwsze gole stracone, pierwsze wnioski – mamy nadzieję – wyciągnięte. W ujęciu ogólnym mamy zero z przodu, piątkę z tyłu, lecz tym razem zdecydowanie ważniejsze niż suche wyniki były dla nas kwestie taktyczno-personalno-organizacyjne. Na składanie jakichkolwiek ostatecznych deklaracji wciąż jest rzecz jasna zbyt wcześnie (tak, będziemy przypominać o tym do znudzenia), lecz po takim tygodniowym, reprezentacyjnym zamieszaniu warto poświęcić trochę czasu na premierowy przegląd kadr. Hiszpania może nie jest w tym względzie wymarzonym weryfikatorem pod kątem zbliżającej się kampanii eliminacyjnej, lecz ani teraz, ani na przełomie listopada i grudnia, nie dane nam będzie rozegrać choćby jednej potyczki pozwalającej Tony’emu Gustavssonowi na spokojne wdrożenie się do nowej roli. Sam zainteresowany doskonale zdawał jednak sobie sprawę z tego, na co się pisze, więc bez zbędnego przedłużania zastanówmy się, czego nauczyła nas konfrontacja z mistrzyniami świata i liderkami rankingu FIFA.
Bramka
Tutaj będzie najprościej, bo postawę Jennifer Falk podsumować możemy klasycznym sloganem: co powinna puścić, to puściła, a co mogła odbić, to (generalnie) odbiła. Przy dwóch strzałach Alexii Putellas absolutnie żadna golkiperka na świecie nie miałaby nic do powiedzenia, pozostałe puszczone gole też raczej nie idą większościowo na jej konto, a poważniejszych okazji do wykazania się czymś ponad Hiszpanki o dziwo dały jej wyjątkowo niewiele, wszak nawet dośrodkowań i stałych fragmentów po stronie La Roja nie zaksięgowaliśmy zbyt wiele. I nawet jeśli trochę żal, że na przykład w Göteborgu szansy debiutu w seniorskiej kadrze nie dostała Moa Öhman, to przy takim obrazie meczu potencjalny występ golkiperki Malmö również nie dostarczyłby nam żadnych przełomowych wniosków.
Środek obrony
Liderką i centralną postacią tej formacji jest na ten moment Nathalie Björn i choć szczególnie w Maladze zawodniczka londyńskiej Chelsea miewała momenty lepsze i gorsze, to jej pozycja wydaje się być absolutnie niepodważalna. Całkiem prawdopodobne, że jej domyślną partnerką w wyjściowej jedenastce będzie ostatecznie Magdalena Eriksson, której największym zwycięstwem jest to, że… w hiszpańskim dwumeczu nie dane jej było w ogóle partycypować. Na korzyść zawodniczki monachijskiego Bayernu przemawia ogromne doświadczenie, ale jednak od przynajmniej kilku miesięcy jej forma niebezpiecznie pikuje w dół i nie jest to wyłącznie konsekwencją nawracających problemów zdrowotnych. Jeśli zaś chodzi o piłkarki, które szansę od Gustavssona otrzymały, to żadna z nich nie może z czystym sumieniem stwierdzić, że okazja ta została przez nią odpowiednio wykorzystana. Amanda Ilestedt i Elma Nelhage to defensorki o podobnym profilu, lecz tym razem żadna z nich nie potrafiła zrobić użytku ze swoich warunków fizycznych, choć okazja ku temu wydawała się wręcz wymarzona. Co gorsza, doświadczona Ilestedt raz po raz wsadzana była na karuzelę przez niezwykle mobilne i kompaktowo wymieniające między sobą futbolówkę rywalki, a debiutująca na tym poziomie Nelhage tej nieprzyjemności uniknęła wyłącznie dlatego, że Bonmati, Putellas, czy Pina w chłodnym Västergötland nie przejawiały większej ochoty do zabaw z piłką przy nodze.
Boki obrony / wahadła
Z tą strefą wiązaliśmy o tyle spore nadzieje, że powołane przez selekcjonera zawodniczki niemal w komplecie wyróżniały się w swoich drużynach klubowych. A przecież wahadła (choć przy tym ustawieniu bardziej zasadne byłoby powiedzenie: boki obrony) mają docelowo stanowić jeden z naszych niezbywalnych atutów w rywalizacji ze światową czołówką. Z licznego grona przetestowanych piłkarek najbardziej rozczarowała chyba Hanna Lundkvist, choć podopieczną trenera Eidevalla z San Diego Wave w jakimś stopniu usprawiedliwić może fakt częstego rzucania z pozycji na pozycję, a także konieczność współpracy w kolejnych fazach meczu z trzema różnymi skrzydłowymi. Anna Sandberg w zasadzie potwierdziła, że od czasu transferu z Häcken do Manchesteru United stała się defensorką bardziej wszechstronną, dojrzalszą i dysponującą lepszym przeglądem pola, choć oczywiście szczególnie pierwszy mecz nie był w jej wykonaniu pozbawiony błędów. Obecność w kadrze Sandberg oraz rezerwowej tym razem Amandy Nildén gwarantuje nam jednak na lewej flance względny komfort. Po prawej stronie jak zawsze ambicją i determinacją wykazywała się robiąca na murawie sporo zamieszania Smilla Holmberg, która raz po raz robiła użytek z tego, że w rewanżu Hiszpanki pozostawiały nam w bocznych sektorach boiska zdecydowanie więcej przestrzeni. Szkoda jednak, że przynajmniej jedno lub dwa dośrodkowania zawodniczki Hammarby nie okazały się bardziej dopieszczone, bo jednak do niepodważalnej aktywności i dynamiki warto byłoby od casu do czasu dorzucić jeszcze jakąś konkretną liczbę.
Środek pomocy / dziesiątka
Tutaj domyślną parę w wyjściowej jedenastce stanowią Filippa Angeldal z Julią Zigiotti i nawet jeśli obie zaliczyły w Maladze swój najsłabszy w obecnym roku kalendarzowym występ w narodowych barwach, to przynajmniej chwilowo selekcjonerską hierarchią raczej to nie zachwieje. Szczególnie, że reprezentacyjna kołderka zrobiła się jakby przykrótka i niezbyt ekskluzywna, a potencjalne następczynie wcale nie dobijają się do kadry drzwiami i oknami. Dostrzega to zresztą sam selekcjoner, wszak typowana przez wielu na potencjalną liderkę szwedzkiej drugiej linii Hanna Bennison zwiedza kolejne kluby i ligi, dostaje w nich coraz mniej minut (fani amerykańskiej koszykówki nazywają to: garbage time) i w zasadzie niewiele z tych eksperymentów wynika. Możemy zatem spodziewać się, że w przypływie desperacji Gustavsson może próbować wariantu z ustawieniem na szóstce na przykład Björn lub Lundkvist, choć tym sposobem niejako sami pozbawiamy się zdecydowanie lepszych opcji. Mocno trzymajmy zatem kciuki, aby w najbliszym czasie objawiła się nam tutaj konkretna alternatywa w postaci chociażby Bei Sprung, Filippy Widén lub jednej z sióstr Pelgander. Zdecydowanie więcej komfortu mamy za to z obsadzeniem pozycji numer dziesięć, gdzie w kolejce czekają nie tylko wypróbowane podczas zakończonego właśnie zgrupowania Asllani i Kafaji, ale także chociażby pozostawiona tym razem bez powołania Anna Anvegård, która w rundzie rewanżowej jest najjaśniejszą postacią pewnie kroczącej w kierunku mistrzostwa Damallsvenskan ofensywy Häcken.
Skrzydła
Johanna Kaneryd i Fridolina Rolfö to niekwestionowane gwiazdy nie tylko szwedzkiej, ale i światowej piłki, lecz obie – ze szczególnym wskazaniem na zawodniczkę reprezentującą od niedawna Manchester United – przeżywają obecnie nieco trudniejszy czas. I choć nie mamy wątpliwości, że obie dadzą jeszcze kadrze wiele dobrego, w takich chwilach warto jest poszukać ewentualnych alternatyw. Jedną z nich stanowić może na przykład Monica Jusu Bah, która na tle mistrzyń świata zaprezentowała się bez żadnych kompleksów, zostawiając po sobie nawet bardziej pozytywne wrażenie niż jej bardziej utytułowane koleżanki. Na tej pozycji w przyszłości sprawdzić możemy także Alice Bergström, choć ona w klubie z Hisingen ustawiana jest przez libańskiego trenera Linda pięterko niżej. Skoro jednak identyczny manewr bezbłędnie wypalił z Fridoliną Rolfö z czasów jej gry w Barcelonie, to czemu tym razem efekt miałby być odwrotny? Skoro jesteśmy przy wybijających się postaciach naszej ligi, to gorąco wierzymy, że po wyleczeniu urazu na swoją szansę doczeka się jedna z rewelacji ostatnich miesięcy Tuva Skoog, a także – jeśli powrót po wielomiesięcznej rehabilitacji okaże się udany – zapomniana już nieco Stinalisa Johansson. A ponieważ wszechstronność jest u wielu szwedzkich piłkarek cechą wiodącą, to w roli skrzydłowej zadaniowo sprawdzić mogą się przecież i takie nazwiska jak Rebecka Blomqvist, Madelen Janogy, a nawet prezentująca obecnie najwyższą formę od lat Mimmi Wahlström.
Atak
Tutaj selekcjoner Gustavsson postawił odpowiednio na Stinę Blackstenius oraz Felicię Schröder i choć żadna z nich nie znajduje się aktualnie w życiowej dyspozycji, to trudno tak naprawdę z tymi wyborami szczególnie polemizować. Na murawie obie snajperki pokazały nam mniej więcej to, czego się po nich spodziewaliśmy, a tutaj – w przeciwieństwie na przykład do omawianej chwilę wcześniej sytuacji ze stoperkami – mówimy o zawodniczkach o kompletnie innej charakterystyce. Konkluzja jest jednak taka, że z obu, oczywiście przy odpowiednio sprzyjających warunkach, kadra będzie mogła mieć jeszcze sporo pożytku. Rezygnować żadną miarą nie powinniśmy również z Evelyn Ijeh, choć i w jej przypadku wielka szkoda, że szansa przed napastniczką Milanu pojawiła się nie wiosną lub latem, kiedy to była czołową postacią nie tylko Milanu, ale i całej Serie A, lecz u progu nowej kampanii, która zarówno dla niej samej, jak i dla jej klubu rozpoczęła się zdecydowanie mniej spektakularnie. W komitecie kolejkowym wciąż pozostaje między innymi Ellen Wangerheim i jej nazwisko niezmiennie pozostaje w kręgu bacznych obserwacji, choć zawodniczka Hammarby – podobnie zresztą jak wcześniej wymieniana Schröder – także wykazuje poważne oznaki zmęczenia długim sezonem i może nieco w kontrze do panujących w naszej społeczności opinii, jej nieobecności na październikowym zgrupowaniu nie odbieramy bynajmniej w kategorii wielkich kontrowersji.