Nowy rozdział – strona zero

Piękne gole autorstwa Alexii Putellas będą symbolem numer jeden październikowego dwumeczu (Fot. Getty Images)

Niespodziewana porażka reprezentantek USA z Portugalią na kilkanaście godzin przed rozpoczęciem piątkowego starcia na La Rosaledzie w Maladze oznaczała, że Tony Gustavsson w swoim selekcjonerskim debiucie mierzył się z wirtualnymi liderkami światowego rankingu. I na nieszczęście dla nowego szkoleniowca Blågult, rywalki z Półwyspu Iberyjskiego błyskawicznie postanowiły pokazać, że ich aktualny status największej potęgi w reprezentacyjnym futbolu nie jest ani trochę przesadzony. Przeważającej sile przeciwnika Szwedki próbowały się oczywiście przeciwstawić, ale biorąc pod uwagę cały dwumecz, na pierwszy celny strzał w wykonaniu naszych piłkarek (konkretnie Felicii Schröder) musieliśmy czekać 132 minuty, a na pierwszą i zarazem jedyną poważną okazję bramkową (tutaj w rolach głównych wystąpiły Filippa Angeldal oraz Evelyn Ijeh) aż 180 minut. W tym okresie Jennifer Falk piłkę z siatki musiała wyciągać aż pięciokrotnie, a trudno było oprzeć się wrażeniu, że gdyby Hiszpanki potrzebowały kolejnych goli, to w ofensywie wykreowałyby jeszcze więcej. Przy dobijającym do siedemdziesięciu procent posiadaniu, podopieczne trenerki Sonii Bermudez miały jednak boiskowe wydarzenia pod pełną kontrolą, której nie udało się im odebrać ani na moment.

Losy wyjazdowego starcia ostatecznie rozstrzygnęły się już na początku trzeciego kwadransa pierwszej połowy, kiedy to dwa błyskawiczne ciosy wyprowadziły kolejno Claudia Pina oraz Alexia Putellas. A że ta druga nieco wcześniej popisała się jeszcze fenomenalnym uderzeniem z rzutu wolnego, to w zasadzie kwestia zwycięstwa została w ten sposób nieodwołalnie zamknięta. Nas jednak bardziej niż same tracone gole martwiła postawa szwedzkich stoperek oraz środkowych pomocniczek, które rozpędzoną, hiszpańską armadę skutecznie powstrzymywały wyłącznie wówczas, gdy przekraczały przepisy. O tym, jak bolesne mogą być niefrasobliwe straty w newralgicznych sektorach w zderzeniu z tak wybitnie wyszkolonym technicznie przeciwnikiem, przekonała się chociażby Julia Zigiotti, której analogiczny kiks w rywalizacji Manchesteru United z Vålerengą uszedł na sucho. Tym razem litości rywalki miały już jednak zdecydowanie mniej, podobnie zresztą jak w przypadku Filippy Angeldal, bo to jej przewinienie skutkowało stałym fragmentem gry, po którym wynik rywalizacji otworzyła Putellas. O największym szczęściu w szwedzkich szeregach może mówić jednak Amanda Ilestedt, gdyż prowadząca piątkowe starcie Iuliana Demetrescu miała pełne prawo jeszcze przed przerwą odesłać naszą defensorkę na przedwczesny prysznic. Koniec końców, największe konsekwencje elektrycznej postawy 32-latki z Sölvesborga poniosła mocno poturbowana przez nią Salma Paralluelo, lecz nie warto przechodzić obojętnie obok faktu, iż dla Ilestedt był to już drugi w krótkim odstępie czasu występ, który mógł, a może nawet powinien zakończyć się czerwoną kartką. Pierwszym było oczywiście ligowe starcie jej Eintrachtu Frankfurt z Bayerem Leverkusen w niemieckiej Bundeslidze.

Może i nawet dobrze się składa, że ten październikowy dwumecz oceniamy jako całość, gdyż w weekend napisalibyśmy zapewne wiele cierpkich słów dotyczących personalnych wyborów naszego selekcjonera. Po wtorkowej potyczce na Gamla Ullevi jesteśmy już jednak w tej kwestii nieco mądrzejsi, choć nawet podczas fazy testowej zastanawiać może eksperyment polegający na rzucaniu Hanny Lundkvist po trzech różnych pozycjach. I fakt, zawodniczka San Diego Wave nie zaimponowała na żadnej z nich, ale w zaistniałej sytuacji ocena jej gry nieco się w tym wszystkim rozmywa. Na plus możemy za to zapisać Gustavssonowi postawienie od pierwszej minuty rewanżu na duet Schröder – Jusu Bah, choć jeśli naszym podstawowym planem na rozmontowanie defensywy La Roja ze stanowiącą jej centralny punkt Marią Leon na czele miało być posyłanie za nią prostopadłych piłek w stylu Häcken, to aż szkoda, że wśród powołanych nie znalazło się miejsce ani dla Alice Bergström, ani dla Anny Anvegård. Czasu nie cofniemy, ale ryzykuję stosunkowo niewiele twierdząc, że po dograniach od tego duetu przynajmniej jeden spalony zamieniłby się w stuprocentową okazję którejś z naszych dynamicznych napastniczek. A skoro jesteśmy już przy eksplozywności, to tradycyjnie sporo wiatru robiła na prawym wahadle przejawiająca mnóstwo ochoty do gry Smilla Holmberg, choć tutaj bierzemy małą poprawkę na to, że zarówno Mariona Caldentey, jak i Olga Carmona konsekwentnie pozostawiały młodej zawodniczce Hammarby zagadkowo sporo wolnej przestrzeni, z czego ta ostatnia skwapliwie korzystała. O bardziej szczegółową, indywidualną ocenę premierowego zgrupowania pod wodzą Tony’ego Gustavssona pokusimy się jednak w osobnym wpisie, bo tutaj do rozłożenia jest zdecydowanie więcej niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Nowy rozdział oficjalnie zaczęliśmy pisać na mocne i stabilne zero z przodu, ale formułując pierwsze, gorące jeszcze opinie nie zapominajmy z kim i w jakich okolicznościach przyszło nam się mierzyć. Cykl najważniejszych meczów rozpoczynamy na wiosnę i to właśnie za niespełna pół roku mamy być gotowi na wykonanie głównego zadania. I nawet jeśli za sprawą Petera Gerhardssona wiemy, że akurat wtedy na naszej drodze na pewno nie staną rozpędzone Hiszpanki, to i tak musimy mentalnie przygotować się na twardą i bezwzględną walkę o każdy centymetr boiska. Bo era łatwych awansów na wielkie turnieje należy już do zamkniętej przeszłości.

Leave a comment