Ahoj, nowa przygodo!

Reprezentacja Damallsvenskan gotowa na kolejną, europejską podróż

Tylko godziny dzielą nas od chwili, w której dwa z trzech szwedzkich klubów zainaugurują nowy sezon europejskich pucharów. I już przed pierwszym kopnięciem futbolówki możemy bez cienia wątpliwości nazwać go przełomowym. Po wielu bezpowrotnie straconych latach UEFA wreszcie na poważnie wzięła się za reorganizację swoich flagowych rozgrywek i po czteroletnim okresie przejściowym, wreszcie otrzymaliśmy do rąk produkt, który przy odrobinie dobrej woli możemy nazwać kompletnym. Jest Liga Mistrzyń w odświeżonej, niezwykle interesującej formule i jest (nareszcie!) Puchar Europy, dzięki któremu międzynarodowe trofea nie będą już tylko grą na kilkuosobowej grupy europejskich potentatów. Oczywiście, pewne detale wciąż wymagają usprawnień, wszak najsilniejsze ligi na kontynencie niewątpliwie zasługują na przynajmniej cztery pucharowe miejsca, ale gorąco wierzymy, że w kolejnych latach ten całkiem sprawnie działający system będzie już tylko i wyłącznie ulepszany. Bo skoro po dekadach (i nie jest to w żadnym wypadku hiperbola) frustracji i rozczarowań wreszcie znaleźliśmy się na właściwej ścieżce, to teraz trochę głupio byłoby z niej schodzić. Zachowanie czujności niezmiennie jednak zalecamy, gdyż decydenci z UEFA wiele razy udowadniali nam, iż dla nich nie ma rzeczy niemożliwych w każdym tego słowa znaczeniu.

Wracając jednak do kwestii sportowych, to Puchar Europy niewątpliwie wydaje się turniejem wręcz skrojonym pod takie ligi jak nasza. Stara i jak najbardziej prawdziwa maksyma mówi jednak, że mierzyć trzeba zawsze wysoko, więc piłkarkom Rosengård, Häcken oraz Hammarby z całego serca życzymy udanego szturmu na Ligę Mistrzyń. Bo tam nieporównywalnie większe i prestiż i potencjalne profity do podniesienia z murawy. Każde pojedyncze zwycięstwo będzie mieć jednak swoją wymowę, bo już jutro możemy być na sto procent pewni, że wszyscy reprezentanci Damallsvenskan w komplecie zameldują się przynajmniej w fazie zasadniczej Pucharu Europy. Aby ten plan minimum został zrealizowany, mistrzynie Szwecji z Rosengård muszą uporać się z macedońskim Ljubotenem, a podopieczne trenera Martina Sjögrena z ukraińską Woskłą Połtawa. Nie ma co zakłamywać rzeczywistości – jest to naprawdę przyjemny zestaw rywalek i każde inne rozstrzygnięcie niż dwa pewne i spokojne awanse postrzegalibyśmy jako sporego kalibru rozczarowanie. Jeśli którejś z naszych ekip przydarzyłaby się nieoczekiwana wpadka, szansa na występy w fazie głównej Pucharu Europy wciąż będzie oczywiście realna, lecz droga ta wydłuży się aż o dwie, potencjalnie trudniejsze przeszkody. Dbając o własny komfort, warto zatem załatwić sprawę już jutro i z relatywnie czystą głową przystąpić do bojów o wspomniane już wcześniej splendor, pieniądze i sławę. A na kolejnym etapie poprzeczka pójdzie już zdecydowanie wyżej, gdyż – zakładając, że obędzie się bez sensacji – Rosengård zmierzy się na wyjeździe z belgijskim Leuven, zaś Hammarby podejmie na Kanalplan angielski Manchester United z Julią Zigiotti i Fridoliną Rolfö w składzie.

Dwa zwycięstwa pozwoliłyby zespołom z Malmö i Sztokholmu zameldować się w decydującej rundzie eliminacji, zwanej także fazą play-off. Właśnie w niej do gry włączą się również piłkarki Häcken, które ten przywilej zawdzięczają w największym stopniu… koleżankom z londyńskiego Arsenalu i mediolańskiego Interu. Oj, skomplikowane to wszystko, ale najważniejsze, że ekipa z Hisingen przystąpi do rywalizacji pewna rozstawienia, więc przy dobrym układzie w dwumeczu o Ligę Mistrzyń może czekać ją bój z przeciwniczkami pokroju Sportingu Lizbona, Glasgow City lub Austrii Wiedeń. To oczywiście wersja bardziej optymistyczna, lecz w takim scenariuszu wariant 1 LM + 2 PE wydawałby się całkiem realny. Najważniejsze jednak, aby pozostać na tej efektownej, europejskiej imprezie jak najdłużej, bo każdy rozegrany mecz to szansa na podreperowanie zarówno współczynnika klubowego, jak i krajowego. A w tym ostatnim nasza rywalizacja z Norwegią i Holandią o siódmą lokatę, gwarantującą aż trzy miejsca w eliminacjach Ligi Mistrzyń i potencjalnie łatwiejszą drogą do faz zasadniczych obu rozgrywek, zapowiada się niesamowicie frapująco i na dziś zwyczajnie niemożliwe jest wskazanie, kto znajduje się choćby minimalnie bliżej celu. Choć dla porządku musimy zaznaczyć, że po odjęciu punktów zdobytych w sezonie 2020-21, to Holenderki startują do tego wyścigu z pole position, wyprzedzając Norwegię o 0,5, a Szwecję o 0,8 punktu. Różnice te są jednak na tyle minimalne, że na teraz zaprzątamy sobie głowy nie nimi, a jutrzejszymi meczami pierwszej rundy kwalifikacyjnej. Rosengård rozpocznie swoją batalię już o godzinie 13, Hammarby natomiast późnym wieczorem, ale niezależnie od pory dnia, liczymy na bardzo podobny efekt końcowy. A później… niech ta pucharowa karuzela się kręci, a my zadbamy o to, aby jak najdłużej się na niej utrzymać!

Leave a comment