Puchar wrócił na Południe

Ellen Wangerheim razy dwa i Puchar Szwecji wraca do gabloty w Södermalm (Fot. hammarbyfotboll.se)

Nie tak dawno mieliśmy okazje obejrzeć finały krajowych pucharów z udziałem szwedzkich piłkarek w Niemczech, we Włoszech oraz w Anglii i wszystkie te potyczki okazały się spektaklami wybitnie jednostronnymi. Neutralni obserwatorzy zauważali, że rywalizacja Hammarby z Norrköping na sztokholmskiej 3Arenie (dawniej Tele2 Arena) może przebiegać według podobnego schematu i trzeba obiektywnie przyznać, że przewidywania te w znacznym stopniu pokryły się z rzeczywistością. Ekipa trenera Carlssona na pierwszą połowę rywalizacji do stolicy mentalnie w ogóle nie dotarła i jedynie brak tak bardzo podkreślanej przez nas na początku rundy wiosennej sprawczości po stronie Bajen sprawił, że gospodynie na dobre nie zamknęły tematu zwycięstwa jeszcze przed upływem drugiego kwadransa gry. Żeby było zabawniej, jedyny strzelony przed przerwą gol prawdopodobnie nawet nie powinien zostać uznany, bo choć Julia Blakstad oraz Anna Jøsendal wzorowo wypracowały swojej mocno bramkostrzelnej napastniczce sytuację strzelecką, to w momencie podania od tej ostatniej Ellen Wangerheim znajdowała się na minimalnym spalonym. Chorągiewka sędzi liniowej w górę jednak nie poszła, Jessica Wik spóźniła się z interwencją, a Caroline DeLisle nie była w stanie cokolwiek nieciekawej z perspektywy IFK sytuacji uratować. Na tym jednak nie koniec nieszczęść po stronie gościń z Östergötland, które jeszcze przed zmianą stron oprócz względnie akceptowalnego wyniku straciły także Ebbę Handfast. Pochodząca z Lidköping rosła stoperka do ostatnich godzin walczyła o to, aby pomóc zespołowi w decydującej batalii, lecz mądrzejsi o wydarzenia dzisiejszego wieczoru wiemy, że jej powrót do wyjściowej jedenastki okazał się zdecydowanie przedwczesny. W pełni uzasadnione były za to szampańskie nastroje jak zawsze dominującej na trybunach grupy fanów z Södermalm, bo choć do szatni obie ekipy schodziły przy teoretycznie bliskim i potencjalnie zdradliwym 1-0, to jednak przyjezdne do tego momentu sprawiały wrażenie drużyny może nie tyle pogodzonej z nieuchronną porażką, co niepotrafiącej znaleźć jakiejkolwiek sensownej odpowiedzi na obraz gry narzucony przez podopieczne Martina Sjögrena.

Po przerwie obraz gry nie uległ znaczącej zmianie; Norrköping wciąż nie potrafił się w tym meczu odnaleźć i zdefiniować, zaś Hammarby kreowało, dyktowało rytm i raz po raz przypominało rywalkom o swoich nieprzeciętnych możliwościach. Nie zapominając przy tym o pewności w tyłach, gdyż Alice Carlsson w duecie z Emilie Bragstad bez pomyłki zneutralizowały największe atuty wszechstronnej Wilmy Leidhammar, technicznej Vesny Milivojevic, dynamicznej Dany Leskinen, czy wreszcie niezłomnej Carrie Jones. Ostatnią nadzieją dla trenera Carlssona i sympatyków IFK miało być posłanie w bój super-rezerwowej w osobie Jady Conijnenberg. Była napastniczka Feyenoordu Rotterdam losów meczu także odwrócić nie zdołała, a zawodniczkom z Norrköping coraz częściej nie starczało sił, aby rozgrywające perfekcyjne zawody w środku pola Asato Miyagawę oraz Emilie Joramo powstrzymać inaczej niż przekraczając przepisy. A gdy na trybunach coraz głośniej wybrzmiewały radosne nuty, do zwycięskiej melodii postanowiły dostroić się także piłkarki w zielono-białych strojach. Raz jeszcze w rolach głównych wystąpił tercet Blakstad – Jøsendal – Wangerheim, gdzieś po drodze niezwykle istotną cegiełkę dołożyła do bramkowej akcji Vilde Hasund i wszelkie emocje – jeśli na tym etapie rywalizacji u kogoś były jeszcze obecne – na dobre się skończyły. I choć zabrzmi to okrutnie, ostatni kwadrans rywalizacji najlepiej podsumowałoby popularne w amerykańskich ligach zawodowych określenie garbage time, którego znaczenia nie trzeba chyba nikomu dosłownie tłumaczyć. Nie jest to jednak żadną miarą winą ekipy z Södermalm, która na przestrzeni ostatnich ośmiu miesięcy w każdej kolejnej fazie udowadniała, że Puchar Szwecji trafił ostatecznie w godne ręce. Siódmy finał w historii Hammarby, czwarty triumf i zgodnie z życzeniem hasła przewodniego dzisiejszej oprawy – trofeum wraca na Południe. Szczerze gratulujemy i życzymy powodzenia w realizacji kolejnych celów, których rzecz jasna przy okazji tak ambitnego projekty jest aż nadto.


Nieco w cieniu pucharowych zmagań, selekcjoner Peter Gerhardsson powołał kadrę na wieńczące tegoroczne zmagania w fazie grupowej Ligi Narodów mecze z Włochami i Danią. Przypomnijmy, że na chwilę obecną szwedzkie piłkarki znajdują się na szczycie tabeli z dorobkiem ośmiu punków i do obrony tej pozycji wystarczy im uniknięcie porażki w którejkolwiek z majowo-czerwcowych potyczek. Dwa zwycięstwa, zwycięstwo i remis, a także dwa remisy to scenariusze, w których Blågult zapewnią sobie udział w jesiennym Final Four bez konieczności spoglądania na wyniki innych spotkań.

Samej selekcji póki co szerzej komentować nie będziemy, bo chyba zgodzimy się co do tego, że zwrócenie uwagi na zawodniczki, które częścią tego zespołu powinny być niezmiennie od kilku(nastu) miesięcy, raczej na standing ovation z naszej strony nie zasługuje. Szczególnie, że dzisiejsza konferencja nie znaczy absolutnie nic, jeśli wiadome piłkarki nie otrzymają realnej szansy zaprezentowania swojej przydatności dla kadry w warunkach meczowych. Dla uniknięcia ewentualnych niedomówień podkreślmy, iż zadaniowe wpuszczenie z ławki na ostatnich piętnaście minut rywalizacji realną szansą zdecydowanie nie jest. Ten scenariusz przerabialiśmy podczas obecnej, selekcjonerskiej kadencji tak często, że do jego bezcelowości przekonać zdążyli się nawet najbardziej nieprzekonani. A jeśli zależy nam, aby nasz reprezentacyjny organizm cieszył się w najbliższej i tej nieco bardziej odległej przyszłości względnie dobrym zdrowiem, to na wczoraj trzeba mu dostarczyć nie delikatnej warstwy pudru, lecz trwałego dopływu nowej, świeżej energii. I żeby potem nie było, że nie ostrzegaliśmy.

1 thought on “Puchar wrócił na Południe

  1. Umarł król, niech żyje król! Mamy 4 zawodniczki (S. Blackstenius, L. Hurtig, A. Ilestedt, R. Kafaji), które dzisiaj dokonały niemożliwego i mogą świętować największy sukces w klubowej karierze. Blackstenius- “wejście smoka”- udowodniła, że jednak potrafi. Brawo. Czekam na podobne przebudzenie w meczach reprezentacji na ME.

    Like

Leave a comment