Sesja poprawkowa

kapocs

Cornelia Kapocs wreszcie doczekała się premierowego powołania do seniorskiej reprezentacji (Fot. SvFF)

Na początku ten tradycyjny, podsumowujący dzisiejsze powołania tekst miał skupiać się przede wszystkim na aspekcie sportowym. Bo tak się ciekawie składa, że z naszymi dwoma kwietniowymi rywalami mamy do wyrównania całkiem świeże rachunki. W przypadku Walijek chodzi tu rzecz jasna o lutowe starcie w wietrznym Wrexham, gdzie pomimo idealnego wejścia w mecz i pełnej kontroli połączonej z całkowitą dominacją przed przerwą, skończyło się na rozczarowującym w zaistniałej sytuacji remisie, uratowanym zresztą w naprawdę dramatycznych okolicznościach w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry. Z Włoszkami sprawy mają się o tyle ciekawiej, że o ile na mundialu w Oceanii nie pozostawiliśmy im jakichkolwiek złudzeń na choćby nawiązanie równorzędnej walki, o tyle rozegrany kilka miesięcy później dwumecz w ramach poprzedniej edycji Ligi Narodów, był w wykonaniu szwedzkich piłkarek swoistą drogą przez mękę. I tak na dobrą sprawę umiarkowanie zadowoleni mogliśmy być jedynie z wyniku (1-0 na wyjeździe, 1-1 u siebie), gdyż w obu tych starciach to zawodniczki z południa Europy prezentowały się zdecydowanie lepiej piłkarsko, a Sofia Cantore, Valentina Giacinti, Manuela Giugliano, czy Lucia Di Guglielmo raz po raz pokazywały nam, że w basenie Morza Śródziemnego na najwyższym poziomie piłkę potrafią kopać nie tylko Hiszpanki i Francuzki.

Szwedzki selekcjoner zadbał jednak o to, abyśmy dziś wyjątkowo mieli o czym pisać i debatować, choć niektórym z nas mogło się bardzo mylnie wydawać, że w okresie postmundialowym na pewne nie do końca zrozumiałe elementy reprezentacyjnej codzienności zdążyliśmy się już uodpornić. Na to wszystko wszedł jednak Peter Gerhardsson i niczym w tym mocno oklepanym już memie poprosił, aby potrzymać mu piwo. Jaka jest kadra – każdy widzi. Dyskusja na temat pojedynczych nazwisk nie ma większego sensu, gdyż – co warto podkreślać przy każdej okazji – to selekcjoner oraz skompletowany przez niego sztab będą po wszystkim brać odpowiedzialność za konsekwencje swoich wyborów. I jeśli powołane do najważniejszej drużyny w kraju zawodniczki cieszą się zaufaniem Gerhardssona i jego współpracowników, to absolutnie nikt nie ma prawa kwestionować sensu ich obecności w kadrze. Tym bardziej, że Sembrant, Asllani, Jakobsson, Hurtig, Ilestedt, czy Blomqvist wciąż mogą – najpewniej nie w komplecie, ale zawsze – stanowić dla tego zespołu wartość dodaną podczas finałów wielkiej imprezy. Jest to być może scenariusz z dzisiejszej perspektywy cokolwiek nieprawdopodobny, lecz mimo wszystko realny. W tym tekście nie chodzi więc o czepianie się na siłę konkretnych nazwisk i pomysłów, ale o zwrócenie uwagi na jawną niesprawiedliwość.

Zapewne każdy z nas wielokrotnie słyszał, że dobrze wykonana praca powinna być odpowiednio wynagradzana. I choć świat w stu procentach sprawiedliwy na zawsze pozostanie wyłącznie utopijnym obrazkiem z wizji największych marzycieli, to jednak dla dobra ogółu pewne kwestie powinny pozostać poza jakąkolwiek dyskusją. Nikt nie chciałby przecież znaleźć w się sytuacji, w której należna mu w sposób oczywisty premia, promocja, współpraca, czy kontrakt trafiłyby z zupełnie niezrozumiałych względów w inne ręce. Co jeszcze musi zrobić znajdująca się w wybornej dyspozycji przynajmniej od początku rundy jesiennej Smilla Holmberg, aby zwrócić na siebie selekcjonerską uwagę? Może następnym razem strzelić trzy gole, asystować przy dwóch kolejnych, a na deser zaprezentować cieszynkę z podwójnym back-flipem? A co z Ellen Wangerheim? Może czas zacząć – wzorem piłkarki grającej w kadrze na jej pozycji od deski do deski – zacząć w efektownym stylu marnować stuprocentowe okazje strzeleckie? My Cato w swoim Crystal Palace najpewniej została uhonorowana statuetką najbardziej wartościowej piłkarki o dwa razy za mało lub o trzy razy za dużo, a Evelyn Ijeh to już w ogóle powinna chyba przestać wygłupiać się z tymi golami (osiem) i asystami (sześć) w Serie A i spokojnie usiąść na ławce, bo przecież nie tak dawno w wyjściowej jedenastce regularnie wystawialiśmy rezerwową tego samego AC Milan. Nie wspomnę nawet o wszystkich stoperkach, które dziś przekonały się, że w kolejce do gry przeciwko Włoszkom i Walijkom są daleko za koleżanką dopiero powracającą do poważnego uprawiania sportu po przerwie macierzyńskiej (od tego czasu w drużynie klubowej uzbierała oszałamiające 25 minut, najczęściej w dwu- lub maksymalnie pięciominutowych interwałach), a także o znajdujących się tydzień w tydzień w uderzeniu skrzydłowych, pominiętych kosztem autorki dwóch goli na boiskach angielskiej Championship oraz zawodniczki owszem wybitnej, ale w ostatnich miesiącach skupionej przede wszystkim na powolnym dochodzeniu do zdrowotnej równowagi.

Kilkanaście lat temu, podczas kadencji selekcjonera Dennerby’ego, na wielu stadionach Damallsvenskan regularnie pojawiały się hasła kwestionujące jego decyzje. Do tej niechlubnej tradycji nie na najmniejszego sensu wracać, choć patrząc z obecnej perspektywy, tamte kłótnie na przykład o Linnéę Liljegärd sprawiają wrażenie niewinnych zabaw w piaskownicy. Bo gdyby dziś ktoś zechciał zadać w podobny sposób naszemu szkoleniowcowi podobne pytania, to zamiast skromnego transparentu, trzeba byłoby chyba szarpnąć się na solidnych rozmiarów sektorówkę.

april1

april2

Leave a comment