
Felicia Schröder imponuje formą od początku sezonu przygotowawczego. Czy ten oczywisty fakt dostrzeże również szwedzki selekcjoner? (Fot. BK Häcken)
Jak co roku pucharowe zmagania stanowiły swego rodzaju przystawkę przed daniem głównym w postaci rozpoczynającej się już w najbliższy weekend ligowej kampanii. Zanim jednak wspomnimy pokrótce o tych, które w sposób szczególny rozpaliły w tym roku naszą wyobraźnię, warto poświęcić kilka słów wciąż poszukującym swojej unikalnej tożsamości rozgrywkom Svenska Cupen. Nie tak dawno gorąco chwaliliśmy włodarzy naszej szacownej federacji za porzucenie całkowicie bezsensownego, a nader wszystko niesprawiedliwego klucza geograficznego i bynajmniej zdania w tej konkretnej kwestii nie zmieniamy. Malutki kroczek we właściwym kierunku nie wystarczył jednak do ożywienia pucharowej magii i bogatsi o te doświadczenia możemy już chyba z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że jedynie powrót do standardowej formuły play-off potencjalnie zapewniłby nam wrażenia, które obecnie przeżywamy wyłącznie od etapu półfinałów. Jeden mecz, dziewięćdziesiąt minut akcji (no właśnie, dogrywki są tutaj kolejnym zbędnym dodatkiem), a na koniec jeden zespół idzie dalej, drugi zaś próbuje szczęścia za rok. Szybkie, proste, lecz jednocześnie w tej swojej prostocie doskonałe. Bo przecież o to w tym wszystkim chodzi, aby puchar pozostał pucharem, nie zaś uproszczonym substytutem ligi z tabelkami, liczeniem goli i korespondencyjną rywalizacją z przeciwnikiem grającym w tym samym czasie gdzieś tysiąc kilometrów dalej. Pamiętacie jak dosłownie trzy tygodnie temu czternastoletnia Emilia Jägestedt Widstrand z wprawą profesorki światowych boisk kręciła defensywą z Norrköping? W klasycznym formacie byłby to zalążek pięknej historii z potencjałem na nagłówek, lecz w naszej mini-lidze szybko o tym zapomnieliśmy, głównie ze względu na to, że faworyzowane piłkarki z Östergötland koniec końców grupę wygrały, zaś drugoligowiec z Örebro finiszował na ostatniej lokacie. A skoro tak, to póki co można się spokojnie rozejść, bo przynajmniej z perspektywy neutralnego obserwatora nic godnego szczególnej uwagi się w zasadzie nie wydarzyło. Choć oczywiście na miejscu sympatyków ekipy z Behrn Areny bylibyśmy więcej niż szczęśliwi z faktu posiadania w swojej kadrze cudownego dziecka z Kumli, a wspomniana Widstrand to nazwisko, które zdecydowanie warto zapisać w swoich notesach i dla pewności wyróżnić kolorowym flamastrem.
Zgodnie z przewidywaniami, bez najmniejszych problemów z wygraniem swoich grup poradziły sobie piłkarki Hammarby oraz Häcken, potwierdzając tym samym, że zarówno w Södermalm, jak i w Hisingen, mistrzowskie aspiracje nie były bynajmniej rozbudzane na wyrost. Ów fakt imponuje tym bardziej, że obaj faworyci nie pozostawili rywalkom najmniejszych złudzeń pomimo absencji kilku kluczowych zawodniczek. Ot, chociażby trener Martin Sjögren w ledwie minimalnym stopniu korzystał z usług trzech ewidentnie kluczowych jesienią ubiegłego roku Norweżek: Cathinki Tandberg, Emilie Joramo oraz Anny Jøsendal, a miejsce niezawodnej ostatnimi czasy Anny Tamminen zajęła między słupkami bramki Bajen Moa Edrud. Rotacje na pozycji golkiperki dotyczyły zresztą również pretendentek z Hisingen, choć tam wynikały one głównie z przekonania, że tak solidna piłkarka jak kilkukrotna reprezentantka Islandii Fanney Inga Bikrisdottir po prostu zasługuje na swoją szansę. Zdecydowanie więcej uwagi warto poświęcić jednak temu, że libański szkoleniowiec BK Häcken Mak Lind póki co w ogóle nie wypuścił do boju wybitnych szwedzkich kadrowiczek Elin Rubensson oraz Anny Anvegård (nieoficjalnie wspomina się, że ta ostatnia mogłaby w najbliższym czasie opuścić Hisingen), a także doświadczonej, duńskiej rekonwalescentki Stine Sandbech. Głębię kadry Os świetnie podsumowuje również pozycja w klubowej hierarchii odkrycia ubiegłorocznych rozgrywek Nesrin Akgün oraz do niedawna regularnie występującej na boiskach włoskiej Serie A Pauliny Nyström. Obie te zawodniczki, choć w pełni gotowe do gry, na tym etapie sezonu muszą zadowolić się wyłącznie epizodami w końcowej fazie meczu, gdy losy rywalizacji najczęściej są już rozstrzygnięte.
Skoro było o nieobecnych, to warto wreszcie przejść do oczarowań wczesnowiosennych harców na szwedzkich stadionach. I tutaj problemów z wytypowaniem dwóch pierwszoplanowych bohaterek wyjątkowo nie będzie żadnych. Dwudziestoletnia Ellen Wangerheim (Hammarby) oraz wciąż jeszcze siedemnastoletnia Felicia Schröder (Häcken) skradły show w takim stopniu, że po prostu radzimy obejrzeć kompilację najciekawszych momentów fazy grupowej, aby w pełni docenić ich wyczyn. Bez względu na rywalki, bez względu na ustawienie i przypisaną im rolę, obie spisywały się po prostu genialnie i nawet do statystyki wykończenia akcji trudno się tym razem w ich przypadku przyczepić. Wangerheim potrafiła zrobić doskonały użytek ze swoich warunków fizycznych, Schröder imponowała eksplozywnością i świeżością i pozostaje tylko mieć nadzieję, że to wszystko odnotował także selekcjoner Peter Gerhardsson lub przynajmniej jeden z członków jego sztabu. Bo jeśli przy okazji najbliższych powołań kosztem wymienionych raz jeszcze doceniona zostanie na przykład Sofia Jakobsson (swoją drogą, wczoraj zmieniona w przerwie rywalizacji z rozpaczliwie broniącym się przed spadkiem do trzeciej ligi angielskiej Blackburn), to czegoś tutaj chyba nie rozumiemy. A propos młodych zawodniczek, to do tego grona zaliczyć możemy także Smillę Vallotto, choć w perspektywie tegorocznych finałów EURO jej dyspozycja cieszy przede wszystkim opiekującą się reprezentacją Szwajcarii Pię Sundhage. Niewątpliwie jednak wychowano piłkarsko w Norwegii zawodniczka także wysłała nam jasny sygnał, że nadchodzący sezon może być w jej karierze przełomem i trampoliną do świata tej naprawdę wielkiej piłki. O ile jednak Hammarby miało swoje genialne momenty, o tyle Häcken już w pierwszej dekadzie marca jawi się nam jako produkt kompletny. Hanna Wijk i Hikaru Kitagawa posiadają wszelkie niezbędne kwalifikacje, aby stać się najlepszym duetem wahadłowych w historii ligi, a zatrzęsienie talentu w formacjach ofensywnych jest w kadrze wicemistrzyń Szwecji tak ogromne, że aż trudno zdecydować się, czy kluczowa rolę w doprowadzeniu do szczęśliwego końca mistrzowskiej misji odegra Tabitha Tindell, Matilda Nildén, Alice Bergström, czy może Monica Jusu Bah? A tak niejako poza konkurencją, niezmiennie cieszy nas fakt, iż o sile typowanej do miejsca na samym szczycie krajowej piramidy drużyny w największym stopniu stanowią młode, szwedzkie piłkarki. Tak powinno to wyglądać w idealnym świecie, z taka kadrą zdecydowanie łatwiej się identyfikować i niezmiennie cieszymy się, że tak mądrze budowany klub będzie jednym z naszych reprezentantów na europejskiej scenie. Zawodniczkami z zagranicy także jednak bynajmniej nie wzgardzamy, a jeśli podnoszą one poziom rywalizacji jak architektki sukcesu Norrköping Vesna Milivojevic oraz Jada Conijnenberg, to jesteśmy wręcz zaszczyceni, że to właśnie nam przypadło w udziale z bliska obserwować i opisywać ich wyczyny. Choć w przypadku IFK pierwiastek krajowy również odznacza się wyraźnym śladem, a zapewniają go między innymi niezmordowana wahadłowa Elin Rombing, a także liderka formacji ofensywnej Wilma Leidhammar, nie bez przyczyny nazywana następczynią legendarnej dla fanów zasiadających na słynnej Curva Nordahl My Cato. Jak zatem widać, z tą naszą ligą zdecydowanie nie jest źle, a kolejne tygodnie jedynie przyniosą nam nowe nazwiska, które z radością umieszczać będziemy w kolumnie wyróżnionej hasłem ‘warto obserwować’. Cóż, mądrzy ludzie mówili, że istnieje tysiąc powodów, dla których należy kochać wiosnę, lecz my nie mamy najmniejszych wątpliwości, który z nich jest tym najistotniejszym. Jeszcze tylko cztery dni i znów – przynajmniej do późnej jesieni – zaczniemy funkcjonować w ligowym rytmie.