
Julia Zigiotti zaimponowała w Odense w roli liderki szwedzkiej drugiej linii (Fot. SVT)
Nowy rok – nowa kadra? No, może nie do końca, bo aż o taką ekstrawagancję naszego szanownego selekcjonera nie podejrzewamy. Potrzeba chwili nie od dziś potrafi jednak stać się przyczyną wielu epokowych odkryć i analizując piątkowe starcie na stadionie w Odense nie sposób uciec od takiej właśnie analogii. Duet środkowych pomocniczek w osobach Hanny Bennison oraz Julii Zigiotti jawił się jako jedna wielka niewiadoma, wszak obie te zawodniczki mają w kadrze całkiem sporo do udowodnienia. Pierwsza jak dotąd nie potrafiła odkleić od siebie łatki szwedzkiej Golden Girl, nie zbliżając się nawet do poziomu mierzonego skalą jej nieprzeciętnego przecież talentu. Druga zaś jak najbardziej notowała już w barwach Blågult naprawdę udane występy, ale ani przez moment nie stanowiła dla kadry takiej wartości dodanej, jak miało to miejsce w kolejnych drużynach klubowych, ze szczególnym uwzględnieniem Häcken oraz Hammarby. Nadszedł jednak luty 2025 i – niczym w oklepanym scenariuszu kalifornijskich filmowców – dwie niespełnione sportsmenki stworzyły duet potrafiący skutecznie zneutralizować Duński Dynamit. Bennison imponowała kreatywnością, przeglądem pola i nieszablonowymi rozwiązaniami w ofensywie, z którymi rutynowane przecież rywalki nijak nie potrafiły sobie poradzić. Zigiotti harowała za trzech, sprawiała wrażenie zawodniczki obecnej jednocześnie w kilku sektorach boiska, a jej występ mógłby stanowić doskonały materiał szkoleniowy dla aspirujących piłkarek o charakterze box-to-box. Jej motoryka i nieustępliwość imponowały tym bardziej, że sił do biegania po całej długości boiska wystarczyło niemal do ostatniego gwizdka, a gdy już przytrafiła się pojedyncza strata, to dosłownie chwilę po niej zawsze następował jeszcze bardziej efektowny odbiór. Skoro jednak superbohaterki najczęściej prezentują się nam w tercetach, to kilka ciepłych słów należy skierować również pod adresem tej trzeciej. Filippa Angeldal w starciu z Danią została ustawiona pięterko wyżej niż zazwyczaj i jako opcja na dziesiątce spisała się naprawdę przyzwoicie. Oczywiście, zdarzały się sytuacje, w których górę brały wypracowane przez lata na nieco innej pozycji automatyzmy, ale największe atuty pomocniczki madryckiego Realu (antycypacja, strzał z dystansu, otwierające, prostopadłe podanie) także w tej konfiguracji zostały odpowiednio uwypuklone. Choć nad przekazywaniem pressingu oraz odpowiedzialności za konkretne strefy boiska duet Angeldal – Blackstenius będzie musiał jeszcze trochę popracować, szczególnie jeśli ich współpraca na styku dziewiątki i dziesiątki miałaby być jednym z podstawowych planów zaskoczenia grupowych rywalek na szwajcarskim EURO.
Bez solidnej drugiej linii o sukcesach w futbolu można zapomnieć. Niby oczywistość, a nie wszyscy tak na co dzień zdają sobie z tego sprawę. W ostatnich dekadach mieliśmy ten luksus, że dzięki takim zawodniczkom jak Caroline Seger, Lisa Dahlkvist, Therese Sjögran, Kosovare Asllani, wspomaganymi w razie potrzeby przez występujące w nieco innych rolach Nillę Fischer oraz Marie Hammarström, o jakość w środku pola przesadnie martwić się nie musieliśmy. W życiu, a tym bardziej w sportowej karierze, nic nie może jednak trwać wiecznie i już australijsko-nowozelandzki mundial przyniósł nam początek nowej ery szwedzkiej piłki reprezentacyjnej. Filippa Angeldal z Elin Rubensson, wspierane od przodu przez ofensywną Asllani, a od tyłu przez defensywną Nathalie Björn na Antypodach zaprezentowały się jednak na tyle olśniewająco, że ani przez moment nie tęskniliśmy za nie tak odległymi, złotymi czasami. Teoretycznie, także i w tym roku moglibyśmy zdecydować się odtworzyć identyczny zestaw personalny, lecz z oczywistych powodów nie wydaje się to obecnie scenariuszem najbardziej prawdopodobnym (choć zdecydowanie możliwym). O ile jednak liderki w osobach Johanny Kaneryd oraz Fridoliny Rolfö przypominają nam o żelaznej hierarchii w nieformalnym rankingu skrzydłowych, o tyle na pozycjach numer sześć, osiem i dziesięć optymalnego rozwiązania trzeba będzie poszukać nieco głębiej. I w tej konstelacji, obok nazwisk zupełnie oczywistych, warto rozważyć także chociażby brylującą w barwach beniaminka FA WSL Crystal Palace My Cato. Alternatywą na formację z ultradefensywną szóstką mogłaby być nie tylko zaprawiona w bojach Björn, ale także przymierzana przez Roberta Vilahamna do gry w zbliżonej roli Josefine Rybrink. Opcji kreatywnych dziesiątek mamy w odwodzie aż nadto (Kafaji, Anvegård, Vinberg), a jeśli sytuacyjnie zdecydowalibyśmy się na silną motorycznie, fałszywą napastniczkę, to przysposobić możemy tutaj nie tylko Evelyn Ijeh, czy Ellen Wangerheim, ale nawet i Stinę Blackstenius, którą przecież właśnie dzięki Gerhardssonowi pod koniec ubiegłej dekady z uśmiechem nazywaliśmy zawodniczką w stylu dziewięć i pół. A w kolejce czeka jeszcze nieszablonowa Felicia Schröder (rocznik -07), czyli dynamiczna piłkarka o kompletnie innej charakterystyce, która w roli jokerki potrafiła już pokazać się w dobrej strony na tle czołowych ekip holenderskich, angielskich, czy francuskich.
Cała ta wyliczanka doprowadza nas w zasadzie do jednej konstatacji: ze względu na czekające nas niebawem nowe rozdanie, najbliższe miesiące zapowiadają się nadzwyczaj ciekawie. Bo nawet jeśli założymy, że podczas kompletowania bandu Gerhardssona na letnie, szwajcarskie tournée górę weźmie konserwatywna natura naszego selekcjonera, to rywalizacja o wyższe miejsce w rotacji na czas po EURO tak naprawdę już się zaczęła i trwa w najlepsze. A my będziemy ją uważnie obserwować, rzetelnie analizować i trzymać kciuki, aby opisy te były utrzymane w przynajmniej tak optymistycznym tonie, jak ten po inauguracyjnym zgrupowaniu zimą 2025. Wszak Misja Brazylia realnie rozpoczęła się już w dniu zakończenia poprzedniego, czteroletniego cyklu i właśnie zbliżamy się do jej półmetka. A to najwyższy czas na wyciąganie pierwszych, mocno wstępnych, lecz niewątpliwie mających swoją wartość wniosków.