Hlin jedzie do Anglii

0_Hlin-Eiriksdottir

Transfer Hlin Eiriksdottir do Leicester City znacząco zmienił aktualny rozkład sił w Damallsvenskan (Fot. Plumb Images)

Zaledwie dwa tygodnie temu przedłużała kontrakt w Kristianstad, a dziś jest już po debiucie na boiskach angielskiej FA WSL. Ostatnie tygodnie to bez wątpienia niesamowicie intensywny czas w życiu Hlin Eiriksdottir, a jej decyzja o przenosinach na Wyspy Brytyjskie znacząco zmieniła układ sił w nieformalnej grupie pościgowej zespołów aspirujących do obsadzenia medalowych lokat w tegorocznej Damallsvenskan. Oddajmy jednak, że niekwestionowana liderka Pomarańczowych bynajmniej nie zostawiła swojego byłego klubu z niczym i teraz to trener Daniel Angergård oraz szefowie pionu sportowego KDFF będą mieli okazję wykazać się swoimi zdolnościami. No, chyba że rolę pierwszej armaty Kristianstad weźmie na swoje barki pozyskana z… Leicester Australijka Remy Siemsen, choć wykręcone przez nią głównie w barwach AIK statystyki na szwedzkiej ziemi są póki co dalekie od imponujących. We wschodniej Skanii nie takie cuda już jednak widzieli, choć nawet gdyby ziścił się scenariusz zakładający eksplozję formy 25-latki z przedmieść Sydney, to pierwszą linię KDFF i tak warto byłoby wzmocnić, a przynajmniej poszukać do niej solidnego wsparcia do rotacji. A skoro rozpoczęliśmy ten cały wywód od osoby Hlin Eiriksdottir, to z kronikarskiego obowiązku odnotujmy, że debiut w najbardziej medialnej europejskiej lidze wylosował się jej średnio udany. Leicester City doznał bowiem zaskakująco wysokiej porażki z całkowicie bezbarwnym dotąd Evertonem, a bohaterka tego tekstu nie wniosła po wejściu z ławki oczekiwanego impulsu do postawy ofensywy Lisic. Nie wątpimy jednak, że teraz może być już tylko lepiej i za taki właśnie obrót spraw mocno trzymamy kciuki.

Skoro zajrzeliśmy już do Anglii, to warto pozostać tam nieco dłużej i przekonać się jak w tym niezwykle wymagającym piłkarsko ekosystemie radzi sobie kilkunastoosobowa, szwedzka kolonia. A moment na przeprowadzenie takich analiz jest przecież całkiem niezły, wszak ligi rywalizujące klasycznym dla kontynentu systemem jesień-wiosna właśnie przekroczyły półmetek. Nasz przegląd rozpoczynamy tradycyjnie od Londynu i wiadomości, którą wczoraj podzieliła się ze światem Zecira Musovic. Paradoksalnie, informacja o ciąży 28-letniej golkiperki może okazać się bardziej kluczowa w kontekście hierarchii w bramce reprezentacji Szwecji, gdyż akurat w Chelsea niekwestionowaną jedynką od początku kadencji Sonii Bompastor pozostaje Hannah Hampton i nie daje bynajmniej powodów, aby cokolwiek w tej materii zmieniać. Wydarzenia ostatnich godzin zimowego okienka transferowego mogą wpłynąć także na pozycję Nathalie Björn, która pod koniec rundy jesiennej wskoczyła do wyjściowej jedenastki w miejsce kontuzjowanej Kanadyjski Kadeishy Buchanan. Skoro jednak The Blues właśnie wydały miliony monet na sprowadzoną do klubu z dalekiego San Diego Naomi Girmę, to raczej nie po to, aby sadzać ją na ławce rezerwowych lub na trybunach. Wewnętrzna rywalizacja zapowiada się więc nadzwyczaj frapująco, choć im dłużej Chelsea pozostaje aktywna na kilku frontach, tym większa szansa na regularne występy zawodniczek szerokiej kadry. Tą ostatnią kwestią najmniej musi się przejmować Johanna Kaneryd, choć najlepsza szwedzka piłkarka ubiegłego roku w styczniu nie prezentowała się na boisku aż tak imponująco jak na początku obecnych rozgrywek. Powodów do paniki nie ma jednak najmniejszych, gdyż wciąż mówimy tu o kluczowej zawodniczce jednego z czołowych, europejskich klubów.

Zecira Musovic w tym sezonie już nie zagra, ale ponieważ liczba aktywnych szwedzkich piłkarek w FA WSL musi się zgadzać, to tuż po Nowym Roku na boisku ponownie obejrzeliśmy Amandę Ilestedt. 32-letnia stoperka póki co zaliczyła jedynie dwa epizody z ławki, ale oba miały miejsce w niezwykle istotnych z perspektywy Arsenalu zwycięskich, wyjazdowych bojach. Trochę martwić może natomiast fakt, że z licznej niebiesko-żółtej kolonii w kadrze londyńskich Kanonierek w miarę regularnie szansę gry otrzymuje jedynie Stina Blackstenius, która najwyraźniej ani myśli zmieniać swoich boiskowych przyzwyczajeń. W miniony weekend była snajperka Linköping zaprezentowała bowiem wszystko to, co tak dobrze zapamiętaliśmy jeszcze z czasów jej popisów na szwedzkich murawach: najpierw dwie zmarnowane w kuriozalnych okolicznościach setki, a następnie zwycięski gol, zamykający na jakiś czas usta najbardziej gorliwym krytykom. W drugim z zespołów z północnego Londynu szansę debiutu otrzymała pozyskana zimą z Häcken Josefine Rybrink i – co warte podkreślenia – w rywalizacji z Manchesterem United pełniła rolę jednej z dwóch szóstek. Na swojej nominalnej pozycji lewej defensorki cały mecz zagrała natomiast Amanda Nildén, która w przeciwieństwie do występującej w kratkę ofensywnej pomocniczki Matildy Vinberg, wydaje się być jedną z pewniaczek w talii trenera Roberta Vilahamna. W pozostałych klubach najmocniejszą pozycję zdecydowanie wyrobiła sobie My Cato (Crystal Palace), która dopiero co uratowała ekipie beniaminka bezcenny punkt w wyjazdowej rywalizacji z Brightonem i pozostaje kandydatką numer jeden do przyznawanej przez fanów CPFC nagrody Piłkarki Miesiąca. Z umiarkowanym optymizmem mogą spoglądać w przyszłość Anna Sandberg (Manchester United) oraz Cornelia Kapocs (Liverpool), bo choć żadnej z nich nie nazwalibyśmy pierwszym wyborem swojego trenera, to jednak miejsce w szesnastoosobowej rotacji jest w ich przypadku niepodważalne. Zdecydowanie mniej sympatycznie przedstawia się za to sytuacja Mariki Bergman Lundin (West Ham), która w ekipie stołecznych Młotów zaliczyła jak dotąd wyłącznie mało znaczące epizody i niewiele przemawia za tym, aby ów stan miał ulec w najbliższej przyszłości znaczącej poprawie.

Drugą z najbardziej szwedzkich lig zagranicznych niezmiennie pozostaje włoska Serie A, więc i w jej przypadku pokusimy się o krótki raport. Z ofensywnego tercetu we Florencji ostała się nam tylko Madelen Janogy (w miniony weekend przedwcześnie opuściła plac gry w rywalizacji z Interem), ale skoro życie nie znosi próżni, to trzy szwedzkie napastniczki tym razem spotkały się w Neapolu. Klara Andrup, Marija Banusic oraz Loreta Kullashi zostały oddelegowane do misji obrony statusu pierwszoligowca dla tego słynnego, portowego miasta i choć przejściowa tabela nie napawa optymizmem, to wobec chociażby ogromnych kłopotów genueńskiej Sampdorii… mocno zdziwilibyśmy się, gdyby tegoroczna kampania zakończyła się w przypadku Napoli gorzkim smakiem degradacji. O zdecydowanie inne cele walczą natomiast z Juventusem stoperka Emma Kullberg oraz pomocniczka Hanna Bennison, które do rywalizacji w grupie mistrzowskiej na pewno przystąpią w roli liderek tabeli. Czy jednak ten fotel uda im się zachować i jaki udział będzie miał w tym ewentualnym sukcesie szwedzki duet? Odpowiedzi na te pytania poznamy dopiero za kilka miesięcy, gdyż trener Massimiliano Canzi niestandardowych decyzji bynajmniej się nie boi. Korespondencyjny pojedynek o ostatnie wolne miejsce we wspomnianej grupie mistrzowskiej stoczą natomiast Julia Karlernäs (Como) oraz Evelyn Ijeh (Milan), które póki co mogą być jak najbardziej usatysfakcjonowane swoimi indywidualnymi osiągnięciami. Suche liczby szczególnie obiecująco przedstawiają się w przypadku 23-letniej napastniczki z Mediolanu, która we wszystkich rozgrywkach zanotowała już sześć goli oraz pięć asyst, wygrywając tym samym rywalizację o miejsce w wyjściowej jedenastce Wiśniowo-Czarnych z tak solidnymi konkurentkami jak Nadia Nadim czy Nikola Karczewska. Ze wzmożoną uwagą będziemy ponadto śledzić włoskie losy FIlippy Curmark (Fiorentina) oraz Olivii Schough (Inter), które dość nieoczekiwanie zdecydowały się tej zimy na przenosiny właśnie do zazwyczaj niezwykle gościnnej dla szwedzkich piłkarek Serie A.

A skoro z Mediolanu czy Turynu dosłownie rzut kamieniem do Bawarii, to spieszymy z informacją, że swój tegoroczny strzelecki licznik w Bundeslidze uruchomiła właśnie Magdalena Eriksson. To jej główka po dośrodkowaniu Carolin Simon z rzutu rożnego pozwoliła Bayernowi dopisać do swojego dorobku trzy punkty na niełatwym terenie w Lipsku, dzięki czemu obrończynie mistrzowskiego tytułu zachowały póki co fotel wiceliderek obecnych rozgrywek. W Monachium kolejny raz przekonaliśmy się także, że w futbolu nieszczęście jednego bywa czasami szansą dla innych, gdyż wobec poważnych urazów obu żelaznych liderek środka pola (Sary Zadrazil oraz Georgii Stanway), długo wyczekiwaną szansę otrzymała w wyjściowej jedenastce Julia Zigiotti i możemy spodziewać się, że była piłkarka Hammarby i Brightonu wiosną będzie mogła liczyć na zdecydowanie więcej minut od trenera Alexandra Strausa. I nie trzeba chyba dodawać, że jest to nadzwyczaj sprzyjająca informacja dla wszystkich sympatyków reprezentacji Szwecji, choć oczywiście zdecydowanie wolelibyśmy przekazywać ją w znacząco innych okolicznościach.

2 thoughts on “Hlin jedzie do Anglii

  1. Jeszcze 25 stycznia mogliśmy przeczytać, że wśród potencjalnych następczyń Merle  Frohms  w VfL Wolfsburg wymieniana jest Zecira Musovic. Dziś już wiemy, że na razie tej niezwykle sympatycznej zawodniczki nie zobaczymy na boisku przez dłuższy czas. Gdyby nie ciąża, Musovic raczej nie zostałaby w Londynie i byłaby to niewątpliwie słuszna decyzja, bo jednak żeby się rozwijać trzeba grać. Ciekawe, jak potoczą się losy szwedzkiej golkiperki, która jest niestety trochę zmarnowanym talentem, choć wydawało się, że przejście do Chelsea pozytywnie wpłynie na rozwój jej kariery. The Blues poczyniło ostatnio kolejne zakupy i tak obok K. Walsh w składzie pojawi się N. Grima. Ciężko ocenić czy przyjście tych zawodniczek zagrozi pozycji J. R. Kaneryd lub N. Björn. Nie tylko E. Hayes rotowała zawodniczkami, jak rękawiczkami. Podobnie zdaje się funkcjonować S. Bompastor i może się okazać, że koncepcja ustawienia drużyny będzie całkiem inna, aniżeli wszystkim się wydaje. Faktem jest, że skład Chelsea jest obecnie tak mocno rozbudowany, że chyba nikt już nie wie, kto tam gra i na jakiej pozycji.

    Cieszy powrót na boisko A. Illestedt. Wprawdzie zmiana w ligowym meczu przeciwko Manchester City była podobnie jak w przypadku R. Kafaji mocno symboliczna, jednak mam nadzieję, że to dobry prognostyk na przyszłość. Może uda się jej przygotować stabilną formę na największą imprezę tego roku, czego również życzymy „królowej zmarnowanych okazji”- S. Blackstenius.

    W London City od ubiegłego roku występują S. Jakobsson oraz K. Ashlani. Ta pierwsza na razie może bez większych fajerwerków, chociaż dosyć stabilnie, natomiast Ashlani ma już na swoim koncie bramkę. Oby tak dalej.

    A. Nilden, M. Vinberg, J. Rybrink czy też M. Cato ciągle zbyt rzadko pojawiają się w głównych składach w pełnym wymiarze czasu więc trudno oceniać ich dyspozycję.

    W dobrej formie wydaje się być tzw. szwedzki zaciąg w Bawarii. M. Eriksson kolejny raz udowodniła, że wiele radości na boisku sprawia jej zarówno skuteczne powstrzymywanie ataku przeciwniczek, jak i zdobywanie bramek (czyżby pogoń za L. Sembrant, która ma na swoim koncie już dwa trafienia 😉). Miejmy nadzieję, że J. Zigiotti Olme również wykorzysta szansę od losu i będzie sporym wzmocnieniem składu Bayernu.

    R. Blomqvist w Wolfsburgu odbudowuje formę po kontuzji. Jej również życzymy, aby miała jak najwięcej możliwości grania w wyjściowym składzie i dalszego zdobywania bramek.

    Ciekawa jestem również dyspozycji F. Rolfö oraz F. Angeldal w dalekiej Hiszpanii oraz tego, jak na boiskach włoskich odnajdą się E. Kulberg, H. Bennison, M. Janogy czy E. Ijeh.

    Wszystkie wymienione zawodniczki, to reprezentantki Sverige. Wychodzi na to, że liga szwedzka, która kiedyś należała do najsilniejszych w Europie (i na świecie), już taką nie jest. Może trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, co się przez te lata stało, że „pociąg odjechał” a Szwecja pozostała na peronie.

    Liked by 1 person

    • Dzięki za komentarz! 🙂

      A co do pytania, to chyba odpowiedzią jest ekonomia. Nasza dyscyplina stała się częścią mainstreamu, pojawiło się zainteresowanie wielkich koncernów z wielkich miast, pojawiły się wielkie pieniądze (bo wbrew wielu mitom, solidne piłkarki na warunki życia narzekać nie mogą) i w tych warunkach nie jesteśmy w stanie podjąć rywalizacji z tak wielkimi gospodarkami jak Francja, Niemcy, Hiszpania, czy Wielka Brytania. Zresztą, ten trend widać też na domowym gruncie, wystarczy porównać tabelę Damallsvenskan z dziś i sprzed 20 lat. Wtedy dało się zbudować dobry skład bez wydawania fortuny gdzieś na prowincji w Dalarnie czy innym Västerbotten, a w 2025 roku po raz pierwszy połowa pierwszoligowców będzie miała siedzibę w Sztokholmie, Göteborgu lub Malmö. Takie efekty rozwoju dyscypliny, ale tę nową rzeczywistość też da się oswoić i polubić. A jeśli odnajdziemy się w niej jako liga będąca dla piłkarek ze Skandynawii i nie tylko fajną trampoliną na drodze do Paryża, Lyonu, Londynu, czy innej Barcelony, to też będzie okej. W końcu gdy np. Lieke Martens i Pernille Harder zachwycały na holenderskim EURO, nie każdy mógł pochwalić się tym, że już wcześniej miał okazję obejrzeć na żywo ich boiskową rywalizację 🙂

      Like

Leave a comment