
Zwycięstwo na początek, zwycięstwo na koniec. Piłkarki z Södermalm zamknęły fazę grupową Ligi Mistrzyń sympatyczną klamrą (Fot. Hammarby IF)
W jakim celu można udać się w połowie grudnia do malowniczego Wiednia? Po pierwsze – aby odwiedzić słynny na całą Europę niezwykle efektowny jarmark bożonarodzeniowy. Po drugie – aby skosztować pyszną, intensywnie jabłkową szarlotkę, przygotowaną według pilnie strzeżonego przepisu. Po trzecie – aby rzucić się w wir połączonej z porządnym zastrzykiem adrenaliny zabawy w równie monumentalnym, co energetycznym Praterze. Po czwarte – aby obejrzeć swój klub w meczu ostatniej kolejki fazy grupowej tegorocznej Ligi Mistrzyń. Każdy powód wydaje się być dobry, ale trzeba przyznać, że szukający miłego akcentu na koniec swojej pierwszej, europejskiej przygody fani z Södermalm, motywację mieli jednak wyjątkową. A ponieważ także piłkarki w zielono-białych strojach postanowiły tę atmosferę wielkiego święta jeszcze podbić, to środowy wieczór w zasadzie od chwili, gdy na murawie Viola Park wybrzmiał pierwszy gwizdek bułgarskiej sędzi, upływał nam naprawdę przyjemnie. A z każdą kolejną minutą w szwedzkim obozie i na szwedzkich sektorach robiło się jeszcze głośniej, radośniej i bardziej wyjątkowo.
Pierwsza połowa przyniosła nam klasyczny one-way-traffic, gra toczyła się niemal wyłącznie na bramkę Cariny Schlüter, wobec czego debiutująca w tych rozgrywkach Moa Edrud miała stosunkowo łagodne przywitanie z wielkim, europejskim futbolem. Pod bramką gospodyń działo się za to zdecydowanie więcej i już po sześciu minutach gry Julie Blakstad powinna wyprowadzić swój zespół na prowadzenie, finalizując kapitalną akcję Smilli Vallotto. Wtedy do pełni szczęścia zabrakło kilkudziesięciu centymetrów, ale niespełna kwadrans później już nic nie było w stanie uratować mistrzyń Austrii przed utratą gola. A mówiąc precyzyjnie nawet dwóch, gdyż podopieczne trenera Sjögrena potrzebowały zaledwie 120 sekund, aby całkowicie ułożyć ten mecz pod swoje dyktando. Co godne pochwały, oba trafienia były efektem składnych zespołowych akcji Bajen, a dodatkowo wyszła nam z tego naprawdę sympatyczna sztafeta pokoleń. W pierwszej sytuacji główną architektką okazała się bowiem żegnająca się dziś z Hammarby doświadczona, ponad 100-krotna reprezentantka Szwecji Jonna Andersson, w drugiej natomiast młodsza od niej o ponad dekadę, całkiem zasadnie nazywana przez wielu przyszłością Hammarby Smilla Holmberg. Dwie generacje sztokholmskiej piłki, dwie wspaniałe boczne defensorki i symboliczne przekazanie pałeczki na największej, europejskiej scenie – taki scenariusz napisał się na naszych oczach, udowadniając niejako, że życie bywa czasami najlepszym reżyserem. Żałować możemy jedynie, że pomimo naprawdę niepodważalnej dominacji, dwubramkowego prowadzenia nie udało się jeszcze przed przerwą podwyższyć, gdyż po zmianie stron gospodynie z Sankt Pölten pojawiły się na murawie w kompletnie odmienionej wersji.
Być może była to kwestia murawy, być może meczowego rytmu lub jego braku, a być może kombinacja wielu znanych i nieznanych nam czynników, ale faktem jest, że rezerwowa Mateja Zver dała sygnał, który jej koleżanki błyskawicznie i bezbłędnie odczytały. I od tego właśnie momentu zrobiło się nam na Viola Park naprawdę ciekawe meczycho, w którym obie ekipy miały swoje aktywa i argumenty. 36-letnia Słowenka grała rzecz jasna pierwsze skrzypce w poczynaniach mistrzyń Austrii, ale Melanie Brunnthaler oraz Valentina Mädl sekundowały jej na tyle dzielnie, że sztokholmska defensywa musiała wreszcie mieć się na baczności. Bomba Zver w poprzeczkę bramki Edrud była jedynie ostrzeżeniem i choć nie nastąpiła po nim nawałnica ataków ze strony gospodyń, to jednak w duchu dziękowaliśmy losowi, że Holmberg, Andersson, a także ustawione na środku defensywy Alice Carlsson oraz Eva Nyström prezentowały się dziś nadzwyczaj pewnie i pomimo sugerującej wiele pory roku nie były im w głowach zabawy w świętego Mikołaja. Uważnością cały czas musiała wykazywać się także formacja obronna z Sankt Pölten, gdyż zarówno Vallotto, jak i Emilie Joramo, przynajmniej kilkukrotnie próbowały przechytrzyć rywalki firmowym, prostopadłym podaniem i trzeba oddać, że jeden raz prawie dotarło ono do adresatki. Meczu jednak definitywnie zamknąć się nie udało, a gdy po centrze Zver z rzutu rożnego i potężnym zamieszaniu w szesnastce Bajen na 1-2 trafiła Kamila Dubcova (ładny strzał pod poprzeczkę, choć jak najbardziej w zasięgu bramkarki), poziom napięcia znów podskoczył o kilka poziomów na naszej skali. A gdy dosłownie po chwili oko w oko w Edrud stanęła inna rezerwowa SKN Chorwatka Andrea Glibo, rozradowani przez niemal cały dzień sztokholmscy fani z pewnością momentalnie poczuli przyspieszone bicie serc. Charyzmatyczna golkiperka perfekcyjnie skróciła jednak kąt i tego wieczora nie dała się już pokonać żadnej z rywalek. Gole nie padły już także po drugiej stronie, lecz pudła Miyagawy czy Blakstad tym razem nie niosły za sobą żadnych konsekwencji, a Hammarby w stu procentach wypełnił postawiony przed klubem plan na historyczną, europejską jesień. Rankingowo także wszystko nam się spięło i przez kolejne dwa sezony niezmiennie oglądać będziemy w eliminacjach Ligi Mistrzyń aż trzy przedstawicielki Damallsvenskan, a przy korzystnych rozstrzygnięciach w innych ligach, FC Rosengård wciąż zachowuje szansę na bezpośrednią promocję do fazy ligowej przyszłorocznej UWCL. W Södermalm cieszą się jednak przede wszystkim własnym sukcesem i już planują, aby – zgodnie z ikoniczną oprawą sprzed dwóch miesięcy – niebawem ruszyć na podbój kolejnych, europejskich metropolii. W tym roku były zwycięskie powroty z Lizbony i Wiednia, lecz ten klub ma potencjał, aby okazało się to wyłącznie preludium do wspaniałej i znacznie bardziej okazałej piłkarsko-kibicowskiej symfonii.

Końcowe tabele fazy grupowej Ligi Mistrzyń 2024-25:



