
Khadija Shaw na sztokholmskiej Tele2 Arenie górowała nie tylko nad swoimi klubowymi koleżankami (Fot. Getty Images)
Hammarby i Liga Mistrzyń to połączenie zdecydowanie idealne, choć akurat dziś pogoda grze w piłkę ewidentnie nie sprzyjała. Ale co tam sześć kresek na minusie, gdy do pobicia jest klubowy frekwencyjny rekord, a faworytki z Wysp Brytyjskich zjawiły się w Sztokholmie w składzie pozwalającym myśleć o wyrównanej walce o coś więcej niż jedynie honor i dobre samopoczucie. Nieobecność tak znaczących dla błękitnej części Manchesteru postaci jak Miedema, Hemp, Casparij, Layzell, czy Aleixandri była więc w pewnym sensie szansą, którą podopieczne Martina Sjögrena postanowiły bez wahania pochwycić i choć na koniec dnia to one opuszczały murawę bez punktów, to standing ovation nie tylko od tych zwyczajowo najbardziej fanatycznych sektorów Tele2 Areny jednoznacznie potwierdził, że z tak grających na europejskiej scenie przedstawicielek Damallsvenskan możemy być wyłącznie dumni.
Oczywiście, gdyby wszystko potoczyło się po myśli kipiących pozytywną energią od pierwszego gwizdka gospodyń, to niezwykle efektowny stadion opuszczalibyśmy w jeszcze lepszych nastrojach. Choć te od razu robią się lepsze, gdy przypomnimy sobie o trzech ekwilibrystycznych paradach Chiary Keating, która w sobie tylko znany sposób zatrzymała kolejno tercet norweskich gwiazd Hammarby. Tuż po drugim tego wieczora błysku geniuszu w wykonaniu Khadiji Shaw, w odstępie zaledwie kilku sekund, szczęścia bezskutecznie próbowały Cathinka Tandberg oraz Julie Blakstad, a w samej końcówce piłkę na remis miała jeszcze na nodze rezerwowa Bajen Anna Jøsendal. Żadnej z nich na listę strzelczyń wpisać się jednak nie udało, choć akurat prawdopodobnie najlepsza na placu Blakstad miała niemały udział przy wyrównującym trafieniu autorstwa Ellen Wangerheim. Była zawodniczka Manchesteru City na potyczkę ze swoim byłym klubem wyszła ewidentnie zmotywowana i to właśnie ona w kluczowej akcji odpowiedzialna była zarówno za decydujący odbiór, jak i za otwierające podanie. Na wiele ciepłych słów zapracował także duet środkowych pomocniczek Hammarby i o ile w przypadku Emilie Joramo dostaliśmy w zasadzie kolejne potwierdzenie, że postawienie na nią podczas wyboru Jedenastki Sezonu było oczywistością, o tyle Asato Miyagawa ewidentnie harmonijnie aklimatyzuje się w szwedzkiej stolicy i jeśli zdecyduje się zakotwiczyć w niej na dłużej, to w Södermalm tą jedną decyzją uda się rozwiązać przynajmniej kilka istotnych kwestii. W pozytywnej wyliczance nie możemy zapomnieć również o Smilli Vallotto, czyli najskuteczniejszej asystentce ligowej kampanii, która i dziś spokojnie mogła powiększyć swój tegoroczny dorobek indywidualny. Kilka zagrań w wykonaniu norweskojęzycznej reprezentantki Szwajcarii zdecydowanie miało bowiem na sobie znak najwyższej, sportowej jakości, ale celownik Ellen Wangerheim przynajmniej w pierwszej fazie meczu nie był jeszcze idealnie nastawiony. Swoją robotę wykonała także ustawiona tradycyjnie na szpicy Cathinka Tandberg, która na tyle skutecznie wykorzystywała swoje warunki fizyczne do bezpośrednich potyczek z rywalkami z Manchesteru, że omal nie złapała niedoświadczonej Gracie Prior na rzut karny. Włoska sędzia grę postanowiła jednak puścić, choć pani arbiter bez trudu wybroniłaby się także z dokładnie odwrotnej decyzji.
Manchester City nie wygrał w Sztokholmie dlatego, że był zespołem lepszym. Te słowa naprawdę warto napisać i zaakcentować, bo przecież w dniu losowania niekoniecznie wizualizowaliśmy w tej parze jakkolwiek wyrównany bój. Oczywiście, walijski trener Gareth Taylor doskonale wiedział, że jego ekipa za wszelką cenę kompletu punktów dziś nie potrzebuje, ale przecież wiceliderki nie bez powodu uważanej za najbardziej wymagającą w Europie angielskiej FA WSL z definicji nie wychodzą na murawę po to, aby przegrać lub zremisować. A w tym konkretnym dniu straty punktów były naprawdę bliskie i gdyby tylko wspomniana na wstępie Keating nie dysponowała aż tak wyjątkowym (nawet jak na bramkarkę) refleksem, a Khadija Shaw nie otrzymała w 31. minucie niespodziewanego nawet dla niej samej prezentu w postaci rykoszetu, to Hammarby dokonałoby tego, czego przed czterema laty nie potrafiły zrobić zawodniczki z Göteborga. Na nasze nieszczęście, Manchester City ponownie zwyciężył na szwedzkiej ziemi w stosunku 2-1 i nawet jeśli nie zaprezentował się wybitnie, to i tak potwierdził przynależność do wąskiej, europejskiej elity. A czy po wielu latach nieoczekiwanej posuchy uda się do niej wejść nie tylko na papierze? Cóż, tutaj wiele odpowiedzi przyniesie nam losowanie fazy ćwierćfinałowej, choć jeśli stać cię na luksus posiadania w kadrze takich asów jak Shaw, Hasegawa, Fujino, czy nieobecne na Tele2 Arenie Hemp, Casparij oraz Aleixandri, to jak najbardziej jesteś w stanie rzucić wyzwanie każdemu przeciwnikowi. Nie tak dawno boleśnie przekonała się o tym Barcelona i ani trochę nie zdziwimy się, jeśli wczesną wiosną do tego grona miałby dołączyć na przykład Olympique Lyon. To wszystko jednak melodia przyszłości, a dziś raz jeszcze pogratulujmy najlepszym w Europe fanom stworzenia wyjątkowej, magicznej atmosfery, w którą zresztą piłkarki z Södermalm wpisały się równie znakomicie. Tak, w naszej dyscyplinie nie jest to zjawisko częste, ale 21. listopada 2024 na Tele2 Arenie w Sztokholmie tak naprawdę nie było przegranych.
