Wieczór pełen paradoksów

jblk

Laura Blindkilde odbiera gratulacje za debiutanckiego gola w europejskich pucharach (Fot. Getty Images)

To był mecz, który najbardziej trafnie opisałby chyba przymiotnik dziwny lub niestandardowy. Bo jak inaczej podsumować piłkarską potyczkę, w której jedna z drużyn do 70. minuty włącznie pozwala sobie na zaledwie jeden gościnny wypad na połowę rywalek, a później wbrew zasadom logiki i zdrowego rozsądku niemal odwraca wynik? Chyba wszyscy przyznamy, że nawet w tak nieprzewidywalnej dyscyplinie jak nasza, jest to przypadek w pewnym sensie wyjątkowy. A Hammarby, choć długimi fragmentami występowało na Academy Stadium w Manchesterze w roli wybitnie drugoplanowej, naprawdę nie było daleko od zapisania na swoim koncie tak niecodziennego osiągnięcia. Wspomnianą akcję z pierwszej połowy meczu sfinalizować mogły bowiem kolejno Julie Blakstad oraz Asato Miyagawa, niesygnalizowany i trochę sytuacyjny strzał Thei Sørbo z najwyższym trudem sparowała na poprzeczkę Ayaka Yamashita, która z kolei była bezradna wobec minimalnie niecelnej próby Smilli Vallotto. Gdyby tylko reprezentantka Szwajcarii okazała się o kilkanaście centymetrów bardziej precyzyjna, odczarowanie bramki liderek angielskiej WSL stałoby się faktem, choć i bez tego listopadowy wieczór w północnej Anglii był z perspektywy sympatyków Bajen pełen niezrozumiałych na pozór paradoksów. Ubiegłoroczne mistrzynie Szwecji były bowiem tego dnia jednocześnie niesamowicie blisko, jak i niezwykle daleko od tego, aby na terenie wyżej notowanego rywala pokusić się o miłą niespodziankę.

Ten wątek ma jednak swoją kontynuację, gdyż w niemal identycznych słowach mógłby podsumować wydarzenia pucharowego wtorku trener Obywatelek z Manchesteru Gareth Taylor. Jego podopieczne bez większego trudu podchodziły w statystyce posiadania piłki pod granicę osiemdziesięciu procent, zaliczyły mniej więcej sześć razy więcej celnych podań niż rywalki ze Sztokholmu i bardzo długo… nie wynikało z tego kompletnie nic. Suche liczby wskazywały na gigantyczną dominację gospodyń, ale o żadnej rozpaczliwej defensywie zespołu z Södermalm nie było nawet mowy. Co więcej, choć w okolicach pola karnego Anny Tamminen raz po raz robiło się nadzwyczaj tłoczno, to fińska golkiperka w zasadzie nie miała okazji do zaprezentowania swoich bramkarskich umiejętności, a my obserwowaliśmy boiskowe wydarzenia z nienaturalnym wręcz spokojem, gdyż w przeciwieństwie chociażby do niedawnego starcia w Barcelonie, ani trochę nie mieliśmy wrażenia, iż sztokholmska defensywa znajduje się na skraju załamania. Jasne, przy tak skrajnym ruchu jednokierunkowym, jakieś okazje musiały się prędzej lub później pojawić, ale nawet pobieżna, retrospektywna analiza pokazuje, że albo Hammarby wykonało niesamowicie solidną defensywną robotę, albo gospodynie nieświadomie włączyły tryb klepania, w którym zgadza się tak naprawdę jedynie liczba wymienionych między sobą podań. Która z wersji jest bliższa prawdy? Czy jakikolwiek wpływ na taki przebieg meczu może mieć czekający nas już za kilka dni absolutny hit angielskiej ekstraklasy, w którym Manchester City zmierzy się z Chelsea? Tyle pytań, tyle teorii, a jasnych odpowiedzi nie usłyszymy zapewne nigdy. I bardzo zresztą dobrze, bo gdyby było inaczej, to pozostałoby nam zdecydowanie mniej pola do domysłów i analiz, a te ostatnie w zdecydowanej większości przecież uwielbiamy, choć nie zawsze wychodzą nam one na zdrowie.

Nie jest jednak tak, że ten wieczór pozostawił nam jedynie znaki zapytania, bo kilka kropek i wykrzykników także udało się koniec końców postawić. Po pierwsze, skrzydła tej błękitnej ekipy z Manchesteru funkcjonują bezbłędnie nawet pod nieobecność dynamicznej Lauren Hemp oraz podobno skonfliktowanej z walijskim szkoleniowcem Chloe Kelly. Miejsce dwóch bohaterek finału EURO ’22 zajął bowiem duet Aoba Fujino – Mary Fowler i to właśnie za sprawą tej dwójki działo się dziś po stronie miejscowych najniebezpieczniej, najciekawiej i najbardziej kreatywnie. Po drugie, Leila Ouahabi do spółki z Kerstin Casparij mają potencjał na zostanie jedną z najbardziej niedocenianych par bocznych defensorek w klasycznym, czteroosobowym bloku. Po trzecie, pucharowa przygoda Manchesteru City kreuje tej jesieni bohaterki wybitnie nieoczywiste. Niezapomnianą batalię przeciwko Barcelonie z golem i asystą na koncie zakończyła Naomi Layzell, a tym razem swój oficjalny debiut w rozgrywkach Ligi Mistrzyń golem otwierającym wynik uczciła Laura Blindkilde. Po czwarte, reprezentantki Japonii z każdym tygodniem odciskają coraz większy znak jakości na postawie liderek FA WSL i fani Obywatelek mogą jedynie żałować, że z powodu kontuzji przez kilka najbliższych miesięcy pauzować musi Risa Shimizu. A jakie wnioski może z pierwszej części grupowych zmagań wyciągnąć trener Martin Sjögren? Ano na przykład takie, że Smilla Holmberg to prawdziwy, choć jeszcze nie w pełni oszlifowany diament i posiadanie w kadrze takiej zawodniczki to przywilej, z którego cieszyć może się doprawdy niewielu. Osiemnastoletnia wahadłowa póki co wprowadzana jest do pierwszego zespołu nadzwyczaj spokojnie, w przeciwieństwie do niewiele starszej od niej Emilie Joramo, która szans w wyjściowej jedenastce otrzymała więcej i zrobiła z nich najlepszy, możliwy użytek. Defensywna pomocniczka rodem z Norwegii kolejny raz była dziś motorem napędowym drugiej linii Bajen, a na jej koncie zapisaliśmy zarówno dwa kluczowe odbiory, jak i wykreowanie dwóch ofensywnych wypadów ekipy z Södermalm. I gdyby wzorem hokeja na lodzie trzeba było wskazać najbardziej wartościową zawodniczkę drużyny przegranej, to właśnie filigranowa Joramo byłaby główną i tak naprawdę jedyną sensowną pretendentką do tej nagrody.

Wiecie, że budowanie sztucznych emocji to nie tutaj. Nie bawiliśmy się w zbędne clickbaity ani przy okazji meczów kadry z Luksemburgiem, ani podczas finiszu ligowych zmagań w Damallsvenskan oraz Elitettan, więc i w przypadku europejskich pucharów sobie ich oszczędzimy. Tuż po losowaniu wysnuliśmy tezę, że Hammarby trafiła się chyba najnudniejsza grupa w całej dotychczasowej historii Ligi Mistrzyń i choć bardzo pragnęlibyśmy te słowa pokornie odwoływać, to jednak póki co ani trochę się na to nie zanosi. Awans z grupy D wywalczą ci, którzy awansować od początku mieli i większych modyfikacji tego założenia raczej nie planujemy. Trenerowi Sjögrenowi oraz jego piłkarkom wciąż pozostały jednak do dyspozycji trzy magiczne wieczory, podczas których do wygrania pozostaje zdecydowanie więcej niż pokazać może tabela, czy inny krajowo-klubowy ranking. A skoro tak, to bez wymówek – robota czeka!

mnchif

Leave a comment