Potrenowane w Beneluksie

evelyn

Evelyn Ijeh otworzyła swój reprezentacyjny licznik w starciu z rywalem z drugiej setki światowego rankingu (Fot. Bildbyrån)

Po takim meczu naprawdę trudno o sensowne i fachowe podsumowanie boiskowych wydarzeń. Bo z jednej strony jesteśmy świadomi, że nawet w takim Luksemburgu futbolówka sama do siatki rywalek nie wpadnie, a z drugiej nie sposób zachwycać się efektownymi zagraniami, gdy z tyłu głowy świdruje myśl, że nasze zawodniczki większy opór napotykają często podczas gierek zadaniowych w okresie roztrenowania. Jasne, Rosa Kafaji jeszcze w czasach AIK zapracowała sobie na miano zawodniczki nieszablonowej i skutecznie łamiącej schematy, ale na stadionie w Esch 21-letnia snajperka zachowywała się tak, jakby jeszcze przed pierwszym gwizdkiem przyjęła zakłady na to, że uda się jej strzelić gola po uprzednim przedryblowaniu przynajmniej sześciu rywalek. I żeby było zabawniej, tę ewentualną wątpliwość udałoby się jej rozstrzygnąć na swoją korzyść, gdyby tylko w decydujących momentach nie zawodziła jej skuteczność. Piłkarki londyńskiego Arsenalu tej jesieni ewidentnie nie mają jednak dobrego czasu, gdyż podobnie jak Kafaji, także Stina Blackstenius miała powody do przemyślenia kilku pilnych spraw. Bardziej doświadczona z Kanonierek na listę strzelczyń rzutem na taśmę się ostatecznie wpisała, lecz nie da się ukryć, że przy takiej skali trudności, hat-trick był z jej strony nie tyle oczekiwany, co wręcz wymagany. I to nie wliczając w to dwóch sytuacji, kiedy to radość Blackstenius brutalnie przerywał gwizdek francuskiej sędzi.

Skoro jednak było trochę o rozczarowaniach, to dla równowagi przejdźmy teraz do pozytywów. Johanna Kaneryd była w październiku zdecydowanie najlepszą piłkarką całej angielskiej WSL i przed kilkoma godzinami tylko potwierdziło się, że w niebieskiej koszulce reprezentacji potrafi pokazać równie wiele, co w niebieskiej koszulce Chelsea. Gol, asysta i udział przy większości ofensywnych prób szwedzkiej kadry pokazały, że to od tej zawodniczki selekcjoner Gerhardsson powinien obecnie rozpoczynać budowę wyjściowej jedenastki. W tej ostatniej pewne miejsce otrzymać powinna także Filippa Angeldal, która precyzyjnym strzałem w okienko rozpoczęła na luksemburskiej ziemi wielkie strzelanie. Gorsza sprawa, że w perspektywie rywalizacji z mniej lub bardziej poważnymi przeciwniczkami, nie sposób wskazać z przekonaniem osoby, z którą pomocniczka madryckiego Realu miałaby stworzyć w środku pola podstawowy duet. Wycofywanie zawodniczek o charakterystyce Rolfö , Vinberg lub Anvegård ewidentnie mija się z celem, Julia Zigiotti przyspawała się w Bundeslidze do ławki, Elin Rubensson dotknęły wszelkie możliwe plagi po zamianie deszczowego Göteborga na słoneczny Teksas, a Hanna Bennison niezmiennie potrzebuje sprawdzianu w jakkolwiek bardziej wymagającej scenerii. Bo gra długimi, prostopadłymi, otwierającymi drogę do bramki podaniami faktycznie jest efektowna, ale byłoby o nią zauważalnie trudniej, gdyby tylko po stronie gospodyń zaistniała chociaż chęć świadomego przeszkadzania. Jak na ironię, nawet w tym elemencie to Szwedzki były dziś górą. Poskutkowało to zresztą napomnieniami indywidualnymi, ale ich akurat komentować nie będziemy, bo nie mamy pojęcia, jakie w naszym obozie padły team orders. A to może akurat wiele w odbiorze takich wydarzeń zmienić.

Jeśli ktoś jakimś cudem nie obejrzał dzisiejszej rywalizacji ani z perspektywy stadionu w Esch, ani na żywo sprzed ekranu, to zamiast niemal dwugodzinnego zapisu transmisji, polecamy odwinąć sobie fragment między 25., a 35. minutą. Czasu stracicie wówczas niewiele, a dostaniecie obraz boiskowej rywalizacji w wersji skondensowanej. Zabawnie prezentowała się przede wszystkim sekwencja zakończona trafieniem Kaneryd na 2-0, bezpośrednio poprzedzona kilkoma próbami zawiązania akcji, rozpaczliwymi wybiciami defensorek z Beneluksu, błyskawicznymi odbiorami i ponowieniami. Tak naprawdę brakowało w tym wszystkim tego, aby jednej z drużyn założyć znaczniki, bo nawet kameralna arena trochę przypominała obiekt szkoleniowy w Båstad. Z tego powodu narzekać z pewnością nie będzie jednak Evelyn Ijeh, bo choć i w jej przypadku sprawdziło się powiedzenie, że do trzech razy sztuka, to jednak premierowy gol w seniorskiej kadrze zawsze ma swoją wartość. Szczególnie w przypadku zawodniczki tak długo i konsekwentnie przez selekcjonera pomijanej. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że najbliższy wtorek także stanie się dla przynajmniej jednej z kadrowiczek okazją do indywidualnego święta, bo w przeciwnym razie większych uniesień raczej na Gamla Ullevi w Göteborgu nie doświadczymy. No, chyba że uskrzydlona Rosa Kafaji tym razem spróbuje podczas jednego posiadania piłki przedryblować całą luksemburską jedenastkę i ławkę rezerwowych…

luxswe

Leave a comment