Drużyna z drugiej ligi

16984170925069

Milena Nikolic popisała się dubletem w wyjazdowej potyczce z Czechami (Fot. NFSBiH)

Szanując nasze jutrzejsze rywalki, musimy jednocześnie przyznać, że z tak enigmatycznym przeciwnikiem szwedzka kadra nie mierzyła się już od dłuższego czasu. Prowadzone przez byłą reprezentantkę kraju, 51-letnią obecnie Samirę Hurem Bośniaczki to zespół, który spokojnie możemy zaliczyć do szeroko rozumianej, europejskiej drugiej ligi. Z tym jednak zastrzeżeniem, że w przeciwieństwie do kilku innych nacji ze wschodniej części kontynentu, w Sarajewie i okolicach raczej nie powinni spodziewać się w najbliższych latach spektakularnych sukcesów. A gdyby taki się jakimś cudem przytrafił, to stałoby to się bardziej wbrew niż w wyniku działań tamtejszego związku. Oczywiście, możemy głośno akcentować, że reprezentacja Bośni przecież dopiero co grała w barażach o awans do australijsko-nowozelandzkiego mundialu, ale gdybyśmy pozostawili tę wzmiankę bez kontekstu, to stałaby się ona po prostu sprytną, medialną manipulacją. A to dlatego, że po oczywistej dyskwalifikacji Rosji, podopieczne pani Hurem o drugie miejsce w grupie eliminacyjnej ścigały się wyłącznie z Czarnogórą, Azerbejdżanem oraz Maltą i rywalizację tę wygrały nie bez problemów. Gdy jednak przyszło Bośniaczkom zmierzyć się z jedynym w tej fazie poważnym przeciwnikiem (Danią), to ów dwumecz zakończył się mało przyjemnym z ich perspektywy wynikiem 0-11, a Stine Larsen do spółki z Signe Bruun urządziły sobie wówczas naprawdę ostre strzelanie.

Nieco lepiej wypadł debiut bośniackiej kadry w Lidze Narodów, gdzie w stosunkowo wyrównanej grupie z Czeszkami, Słowenkami i Białorusinkami nasze jutrzejsze rywalki uzbierały w sześciu spotkaniach aż jedenaście punktów, co przełożyło się ostatecznie na całkiem niezłą, drugą lokatę. Na szczególną uwagę zasługuje przede wszystkim skromne, domowe zwycięstwo nad zdecydowanie wyżej notowaną reprezentacją Czech po golu Almy Kranjic w samej końcówce spotkania. Swego rodzaju sukcesem był zresztą także późniejszy wyjazd Bośniaczek do miejscowości Hradec Kralove, skąd po dwóch trafieniach autorstwa Mileny Nikolic udało się im ostatecznie przywieźć cenny remis. Punkty zdobyte na Czeszkach były jednak zdecydowanie największym osiągnięciem drużyny prowadzonej przez Samirę Hurem, gdyż każda konfrontacja z przeciwnikiem należącym lub kręcącym się w okolicach umownego, europejskiego TOP-10 kończyła się w ostatnich latach porażką do zera. Aż czterokrotnie w rolę kata bośniackiej kadry wcielały się Dunki, a w eliminacjach do rozegranego na angielskiej ziemi EURO ’22 najmniejszych problemów z pokonaniem ekipy z Bałkanów nie miały także Włoszki. Zwycięstwami do zera kończyły się także oba dotychczasowe bośniackie starcia reprezentacji Szwecji, a rozegrany niemal dokładnie przed dekadą dwumecz miał przebieg zdecydowanie bardziej jednostronny niż sugerowałby to suchy wynik.

W aktualnej kadrze Bośni nie doszukamy się może nazwisk rozpalających świadomość mniej zaangażowanego, piłkarskiego kibica, choć osoby śledzące Damallsvenskan doskonale kojarzyć mogą chociażby Melisę Hasanbegovic (ex-Kvarnsveden), czy też Elmę Smajic (ex-Växjö). Trzeba jednak uczciwie przyznać, że żadna z nich furory na szwedzkich boiskach nie zrobiła. Co ciekawe, debiut w seniorskiej reprezentacji Bośni ma za sobą także napastniczka sztokholmskiego AIK Adelisa Grabus, lecz akurat ona ani jutro, ani za tydzień na pewno na boisku się nie pojawi. Szansę postraszenia naszej defensywy będzie za to miała występująca przez lata z umiarkowanymi sukcesami w niemieckich klubach Milena Nikolic, która w sierpniu ubiegłego roku zdecydowała się zamienić Leverkusen na szwajcarską Bazyleę. 31-letnią snajperkę bez większej przesady można nazwać futbolową ambasadorką swojego kraju na przestrzeni ostatniej dekady, ale fani w Sarajewie czy Zenicy gorąco wierzą w to, że niebawem w podobnych słowach będzie można przedstawiać szerszej publiczności Maję Jelcic lub Mariję Milinkovic. Te zawodniczki z rocznika 2004 znajdują się obecnie w kadrze mediolańskiego Interu i obie mają już za sobą całkiem obiecujące debiuty na boiskach Serie A. Na ten ostatni wciąż czeka jeszcze o rok młodsza od nich defensorka Gloria Sliskovic, która z kolei wielkiej piłki uczy się w akademii turyńskiego Juventusu i całkiem prawdopodobne, że jeszcze tej wiosny ramię w ramię chociażby z Elsą Pelgander powalczy o młodzieżowe mistrzostwo Italii. Jak zatem widać, zalążki talentu w bośniackiej piłce da się dostrzec bez większego trudu, ale można mieć poważne wątpliwości, czy pokłady te okażą się wystarczające, aby w najbliższej przyszłości z powodzeniem rywalizować na przykład o prymat w regionie. Bo regularne zwycięstwa na przykład z Serbią lub Węgrami byłyby niewątpliwie potwierdzeniem, że coś wreszcie ruszyło z miejsca, a przyszłość wcale nie musi rysować się jedynie pod kątem kolejnych przegranych w nijakim stylu eliminacji.

Przy okazji szwedzko-bośniackiego starcia nie sposób oczywiście nie wspomnieć o rodzinnej historii Zeciry Musovic. Choć bliscy golkiperki Chelsea pochodzą z regionu, który dziś formalnie jest częścią Serbii, to urodzona w Skanii 27-latka wielokrotnie podkreślała swoją dumę z posiadania bośniackich korzeni, a Sarajewo konsekwentnie nazywała swoim ulubionym miejscem na ziemi i perfekcyjną wakacyjną destynacją. Losowanie par barażowych było więc o tyle szczęśliwe, że dzięki niemu Musovic dostanie prawdopodobnie jedyną i niepowtarzalną szansę, aby rozegrać oficjalny mecz o stawkę w kraju swojego pochodzenia. Mamy jednak nadzieję, że podobnie zresztą jak pozostała część naszej niebiesko-żółtej drużyny, bramkarka mistrzyń Anglii wyruszy w powrotną podróż do Szwecji w doskonałym nastroju i z poczuciem dobrze wykonanego obowiązku. Bo niezależnie od wszystkich aspektów pozasportowych, właśnie tego oczekujemy jutro od naszych kadrowiczek.

Leave a comment