Zimowy raport transferowy

momoko

Pozyskanie japońskiej pomocniczki przez Rosengård to póki co największy hit szwedzkiego okienka transferowego (fot. FC Rosengård)

Nowy rok – nowa liga? No, może nie zapędzajmy się od razu aż tak daleko, ale nie da się ukryć, że w naszej, nordyckiej rzeczywistości znaczenie zimowego okienka transferowego wydaje się być nieporównywalnie większe niż w ligach od lat grających zdecydowanie bardziej spopularyzowanym na kontynencie systemem jesień-wiosna. Z tego właśnie powodu grudniowe i styczniowe poranki od lat rozpoczynamy od nasłuchiwania najnowszych, transferowych wieści, gdyż to właśnie one w największym stopniu wpływają na bieżącą ocenę potencjału każdej spośród czternastu ekip Damallsvenskan. Tym razem, ze względu na dłuższą niż mogliśmy przypuszczać europejską przygodę BK Häcken, ze szczególną uwagą przyglądaliśmy się poczynaniom włodarzy klubu z Bravida Areny, ale Sztokholm czy Malmö również ani na moment nie dawały nam o sobie zapomnieć. Choć zdecydowanie najbardziej spektakularne noworoczne porządki dokonały się akurat w Örebro, co ku rozpaczy większości fanów futbolu z Närke, staje się już powoli swego rodzaju niepisaną tradycją.

Wróćmy jednak do Hisingen, gdzie na dokładnie tydzień przed prawdopodobnie najważniejszym jak dotąd meczem w całej historii tej obchodzącej nie tak dawno pięćdziesiątą rocznicę powstania franczyzy panuje… niezmącony niczym spokój. Zimowy obóz w Hiszpanii przebiegł bez poważniejszych zakłóceń, z klubem nie pożegnała się żadna z kluczowych zawodniczek, a transfery przychodzące Alice Bergström oraz Matildy Nildén doskonale wpisują się w długofalową strategię klubu. Sytuacja jest oczywiście dynamiczna i niewykluczone, że jeden klocek domina może w dowolnej chwili zburzyć tu bardzo wiele, ale gdyby udało się dotrwać w obecnym składzie personalnym do rewanżowego starcia z Paris FC, to bojowo nastawione Osy z zachodniego wybrzeża zdecydowanie dadzą sobie w ten sposób szansę na napisanie historii równie wspaniałej, co niewiarygodnej. Co ciekawe, Häcken godnego konkurenta spodziewać się może nie tylko w Europie, ale i na krajowym podwórku, gdyż opromienione blaskiem wywalczonego dopiero co dubletu Hammarby także tej zimy nie próżnuje, a bilans zysków i strat przedstawia się w Södermalm cokolwiek obiecująco. Aby to dostrzec, trzeba jednak zajrzeć pod powierzchnię, gdyż opinia publiczna w ostatnich miesiącach żyła głównie historiami zawodniczek co i rusz opuszczających szeregi Bajen. I o ile nie da się ukryć, że nazwiska Hamano, Janogy i Vinberg stanowiły w ekipie ze Sztokholmu sporą wartość dodaną, o tyle akurat każdą z nich jak najbardziej da się bez uszczerbku na sportowej jakości zastąpić. A uzupełnienie kadry pierwszoplanowymi gwiazdami norweskiej Toppserien oraz wyróżniającymi się na boiskach Damallsvenskan Stiną Lennartsson i Klarą Folkesson jak najbardziej robi wrażenie, podobnie zresztą jak związanie się długimi umowami z MVP tegorocznych zmagań Anną Tamminen, najbardziej ekscytująca napastniczką młodego pokolenia Ellen Wangerheim, czy wreszcie stanowiącym naprawdę solidny monolit defensywnym tercetem Carlsson – Boye – Nyström. Jedynym znakiem zapytania może być w przypadku obrończyń tytułu zmiana na stanowisku pierwszego trenera, ale oferta, którą już po noworocznych celebracjach otrzymał Pablo Pinones-Arce, była podobno z gatunku tych, których zwyczajnie się nie odrzuca.

Zdecydowanie przedwczesne okazały się głosy o rychłym pogrzebie FC Rosengård. Trzynastokrotne mistrzynie Szwecji wciąż żyją, mają się całkiem nieźle i nawet potrafią przeprowadzić najbardziej ekscytujący transfer tej zimy. Bo nie sposób rozpatrywać w innych kategoriach pozyskania japońskiej rozgrywającej Momoko Tanikawy, która u siebie w kraju cieszy się zdecydowanie większą estymą niż chociażby robiące ostatnimi czasy furorę na naszych boiskach Momiki, Hamano, czy Kadowaki. Tak, w stolicy Skanii niezmiennie mają mnóstwo nierozwiązanych problemów, trenerka Ieva Cederström 31. stycznia oficjalnie żegna się z posadą, a poszukiwania jej następczyni (lub następcy) wciąż się nie zakończyły, ale nawet w tym położeniu Rosengård jawi się nam jako poważny kandydat do ligowego podium i wszyscy bylibyśmy chyba więcej niż zaskoczeni, gdyby ekipie z Malmö przytrafił się drugi z rzędu tak katastrofalny rok. Choć z drugiej strony rzeczywistości nie da się tak do końca w nieskończoność zakłamywać: o ile w najbliższych miesiącach najbardziej utytułowany szwedzki klub cały czas będzie przynależeć do wąskiej, krajowej czołówki, o tyle z każdym kolejnym sezonem utrzymanie tego statusu stanie się wyzwaniem coraz bardziej wymagającym i jedynie od skuteczności (lub jej braku) klubowych włodarzy zależeć będzie to, czy legenda Rosengård zestarzeje się pięknie, czy wręcz odwrotnie.

Pozostałe kluby z naszego zwyczajowego TOP-6 w połowie stycznia znalazły się natomiast na mniejszym lub większym minusie. Nowa era w Kristianstad rozpoczęła się od hucznego pożegnania trenerskiej legendy Elisabet Gunnarsdottir, która to według doniesień angielskich mediów wydaje się być mocną kandydatką do objęcia sterów w jednym w potentatów FA WSL. Jej następca, zaledwie 25-letni Daniel Angergård, dysponować będzie mocno odmłodzoną kadrą i choć nazwiska Loeck, Petrovic, czy Eiriksdottir niezmiennie gwarantują pewien stały poziom, to nie da się ukryć, że tę drużynę trzeba będzie w jakimś sensie wymyślić na nowo już bez udziału tak charyzmatycznych postaci jak Mia Carlsson, Therese Ivarsson, czy Evelyne Viens. Misja ta wydaje się być niełatwa, ale kto wie, czy przed jeszcze trudniejszą nie stanie w Linköping hiszpański szkoleniowiec Rafael Roldan. Bo nawet jeśli w kadrze LFC wciąż znajdziemy królową strzelczyń Damallsvenskan z poprzedniego sezonu Cornelię Kapocs, czy rywalizującą z nią do ostatniej serii spotkań o Złotego Buta Cathinkę Tandberg, to już siła rażenia drugiej linii wydaje się zagadnieniem mocno problematycznym. Kibice w Östergötland trzymają oczywiście kciuki, aby Vilma Koivisto do spółki z uznawaną za nieoszlifowany diament Irene Dirdal skutecznie wypełniły lukę powstałą po odejściu japońskiego duetu Momiki – Takarada, ale… łatwo z pewnością im nie będzie i wyłącznie z grzeczności nie nawiążemy w tym miejscu do Mission Impossible. Jeszcze większy ból głowy mają w Vittsjö, gdyż decyzję o zakończeniu niezwykle bogatej kariery podjęła Clara Markstedt, a gwiazdorski tercet rodem z Australii rozjechał się po kraju i świecie. Nadzieją fanów futbolu w najsłynniejszej, piłkarskiej wsi pozostaje za to Heidi Kollanen, bo jeśli tylko fińska napastniczka harmonijnie odnajdzie się w nowej szatni, to niewykluczone, że z rozpędu okaże się ona jedną z najgłośniejszych gwiazd tegorocznej, ligowej kampanii.

Jeśli chodzi o pozostałe ekipy, to nie będziemy aż w takich detalach zaglądać do gabinetów i korytarzy każdej z nich. Na uwagę zasługują jednak rozważne ruchy transferowe w Norrköping i ani trochę nie zdziwimy się, jeśli to właśnie ubiegłoroczny beniaminek okaże się tym razem pozytywną rewelacją sezonu. Papiery na wielkie granie już teraz na Platinumcars Arenie jak najbardziej są, a Fanny Andersson czy Elin Rombing mogą jedynie pomóc w wykonaniu kolejnego kroku do wytyczonego w chwili wywalczenia promocji do Damallsvenskan niezwykle ambitnego celu. Na zdecydowanie szersze przewietrzenie kadr zdecydowali się tej zimy w Växjö i Örebro, ale transferowe ruchy tych dwóch klubów zbliżone były jedynie pod względem skali. O ile bowiem trener Unogård będzie miał w najbliższej przyszłości okazję współpracować z kilkoma naprawdę ciekawymi piłkarkami (Nielsdottir, Svanström, Østergaard), które mogą okazać się skuteczną odpowiedzią na stratę Hensley Hancuff, czy Evelyn Ijeh, o tyle Rickard Johansson trzeci raz musi budować wszystko od podstaw i ponownie wymaga się, aby uczynił to w trybie mocno oszczędnościowym. Strategia odważna, czy może nierozważna? Ocenimy jak zawsze w okolicach połowy listopada. W Djurgården stawiają na jakość z norweskiej Toppserien oraz terapię szokową sygnowaną nazwiskiem Marcelo Fernandeza, w AIK liczą na to, że tym razem uda się uniknąć bolesnych błędów z przeszłości, a w Trelleborgu pilnują, aby na dobre nie zatracić się w euforii, bo przecież po zakończeniu obecnego sezonu będzie trzeba jeszcze rozegrać kolejny. I wcale nie musi być to taktyka straceńcza, co właśnie udowodniła nam bijąca się do ostatniej chwili o utrzymanie Uppsala. W portowym mieście w Skanii z pewnością nie obraziliby się na powtórkę z rozrywki, choć rzecz jasna najlepiej z nieco zmodyfikowanym zakończeniem w postaci pozostania absolutnego beniaminka w gronie pierwszoligowców.

Leave a comment