Trener roku 2023

04_a

Dwanaście miesięcy temu witał nadejście Nowego Roku w Linköping, gdzie podjął się misji zbudowania zespołu, który chwalić będziemy nie tylko za wyniki, ale i za styl. I trzeba przyznać, że choć było to naprawdę ambitne wyzwanie, to jego realizacja zdecydowanie mogła imponować. A fani w Östergötland, po wielu latach upokorzeń i docinek, znów mogli z podniesionymi głowami wybrać się na przykład do Malmö. Bo nie dość, że odwieczne rywalki z Rosengård udało się ukłuć aż trzy razy, to jeszcze dzieła zniszczenia dokonano tak efektownie, że pierwsze 45 minut ligowej rywalizacji na Bilbörsen Arenie każdy kibic spod znaku Lejonflocken powinien oprawić w ramkę i postawić na honorowym miejscu. Pod nieobecność kontuzjowanej, a następnie wytransferowanej do Anglii Olgi Ahtinen, rolę głównej kreatorki gry z powodzeniem wzięła na siebie Yuka Momiki, ale plan trenera Jeglertza zakładał, że LFC chwalić będziemy przede wszystkim za zespołowość. I tak właśnie się stało, gdyż wokół japońskiej reżyserki swoje genialne momenty miały zarówno doświadczone Karlsson czy Takarada, jak i młode, wschodzące gwiazdy w osobach Lisy Björk oraz Cathinki Tandberg. A trochę zapomniana już Cornelia Kapocs powróciła do wielkiego grania w tak imponującym stylu, że na koniec sezonu mogła cieszyć się z tytułu dla najlepszej snajperki Damallsvenskan. Co jednak szczególnie godne uwagi, przez cały ten czas Linköping pozostawał zespołem, który aż chciało się oglądać, a w parze z wrażeniami artystycznymi jak najbardziej szedł także pokaźny dorobek punktowy.

Świetne referencje sprawiły, że latem po Jeglertza zgłosiła się szukająca następcy Larsa Søndergaarda duńska federacja i trzeba powiedzieć, że pierwszy w historii tej kadry zagraniczny selekcjoner zaliczył w nowej roli prawdziwe wejście smoka. Bo jak inaczej nazwać pewną, nie pozostawiającą najmniejszych wątpliwości wiktorię nad dwukrotnymi mistrzyniami świata z Niemiec? Świetną passę udało się jeszcze podtrzymać cennym zwycięstwem na niełatwym terenie na Islandii, a Pernille Harder oraz Amelie Vangsgaard niemal jednogłośnie wybierano do drużyny marzeń pierwszej połowy fazy grupowej Ligi Narodów. Kontuzja gwiazdy monachijskiego Bayernu ani trochę nie pokrzyżowała Jeglertzowi szyków i dopiero grudniowy dwumecz skutecznie sprowadził rozpędzony, duński dynamit z powrotem na ziemię. Szczególnie bolesna okazała się domowa porażka z Islandią, gdyż to właśnie ten rezultat sprawił, że pochodzący ze Skanii selekcjoner nie wywalczył ze swoim zespołem awansu do Final Four Ligi Narodów, ale to potknięcie ani trochę nie przesłania faktu, że za Jeglertzem niezwykle produktywny rok, w którym zdecydowanie więcej było jednak wzlotów, a wśród nich nie zabrakło i tych naprawdę efektownych.

04_b

Tak, zdecydowanie nie powinniśmy ukrywać faktu, że w ostatnich miesiącach szwedzka kadra niebezpiecznie zbliżyła się na wszystkich możliwych płaszczyznach do słusznie minionego okresu późnej Sundhage. Z tego właśnie tytułu ostatnimi czasy na alarm zdarzało się nam bić niezwykle regularnie, więc pozwólcie, że dziś wyjątkowo nie o tym. Bo jednak nie da się przejść obojętnie obok faktu, że za sterami najważniejszej drużyny w kraju siedzi selekcjoner, który wbrew wszelkiej logice po raz trzeci wracał do domu z medalem wielkiej imprezy, choć ani razu nie jechał na nią w roli faworyta do blachy. Co więcej, to Peter Gerhardsson wraz ze swoim sztabem doprowadzili reprezentację Szwecji na sam szczyt rankingu FIFA, a warto przypomnieć, że swoją kadencję przyszło im rozpoczynać w okolicznościach wyraźnie niesprzyjających. To są fakty, z którymi nie da się polemizować i które niezależnie od aktualnie towarzyszących nam przemyśleń trzeba odpowiednio docenić. Robiąc to, mocno wierzymy jednak, że następca lub następczyni Gerhardssona nie będzie mierzyć się na starcie swojej selekcjonerskiej przygody z aż tak wielkimi wyzwaniami. A nie trzeba chyba specjalnie tłumaczyć, co to oznacza.

Jako piłkarz znany był kibicom w Göteborgu pod nazwiskiem Karlsson, ale trenerskie szlify zbierał już jako Robert Vilahamn. Rok temu podjął się misji uratowania sezonu BK Häcken i zrobił to na tyle skutecznie, że w Hisingen mogli cieszyć się z wicemistrzostwa Szwecji, a także awansu do finału krajowego pucharu. Większości obserwatorów postać Vilahamna kojarzy się jednak z odważnym stawianiem na młodzież, co doskonale wpisuje się w długofalową wizję klubu z Bravida Areny. To właśnie pod skrzydłami tego trenera szerszej publiczności na dobre przedstawiły się między innymi Hanna Wijk oraz Anna Sandberg, a niesamowicie płynny powrót po długiej przerwie spowodowanej kontuzją zaliczyła Rosa Kafaji. Zespoły prowadzone przez Vilahamna nie boją się presji ze strony rywalek, a gdy już spod niej wyjdą, to potrafią zaskoczyć przeciwniczki zarówno mądrze zbudowanym atakiem pozycyjnym, jak i szybką wymianą z udziałem dwóch-trzech zawodniczek. Nic więc dziwnego, że wiosną Häcken wypracował sobie w tabeli bezpieczną przewagę nad grupą pościgową, a sam trener w glorii lidera Damallsvenskan wybrał się do jednej z północnych dzielnic Londynu, gdzie od sierpnia mozolnie próbuje wprowadzać stołeczny Tottenham na jeszcze wyższy poziom. I patrząc chociażby na przebieg niedawnych derbów z Arsenalem, trzeba powiedzieć, że na Wyspach Brytyjskich sprawy także przybierają jak najbardziej pozytywny z jego perspektywy kierunek.

Leave a comment