
Obraz z technologii goal-line znajdziecie wszędzie, a czasami trzeba pójść trochę niestandardowo (Fot. Getty Images)
Jakaś merytoryczna, pomeczowa relacja na chłodno? Nie tym razem! A już na pewno nie w tej chwili. Ten dzień miał potencjał, aby przejść do historii szwedzkiej piłki, ale wydarzenia na boisku w Melbourne potoczyły się tak, że i światowy futbol zapamięta go na bardzo, bardzo długo. Takiej serii rzutów karnych, z tak szalonym rozstrzygnięciem, na tym poziomie nie rozegrano jeszcze nigdy, a nie był to bynajmniej jedyny powód, dla którego mieliśmy do czynienia z czymś absolutnie wyjątkowym. Po raz pierwszy Amerykanki pożegnały się bowiem z mundialem w tak wczesnej fazie turnieju; na każdej z poprzednich imprez udawało im się nie tylko zawsze meldować w fazie medalowej, ale i sięgać po jeden z krążków. I nawet jeśli wciąż jest zdecydowanie zbyt wcześnie, aby wieszczyć koniec amerykańskiej piłki nożnej (co niektórzy i tak z niekłamaną radością na pewno zrobią), to 6. sierpnia 2023 stał się właśnie datą nieśmiertelną, o której przy okazji kolejnych mundiali komentatorzy będą chętnie wspominać nawet za kilkadziesiąt lat. Tak, przed meczem apelowałem do kadrowiczek Gerhardssona, aby dołożyły wszelkich starań, dzięki którym ten dzień stanie się dla nich samych, a przy okazji i dla nas niezapomniany. I po ostatnim gwizdku sędzi Frappart godzin muszę przyznać, że akurat w tej kwestii końcowy efekt przyćmił nawet moje najśmielsze oczekiwania.
Co by tu jeszcze napisać? Może to, że w przedmeczówce nieprzypadkowo odnosiłem się chociażby do rozegranego osiem lat temu w Winnipeg meczu w fazie grupowej kanadyjskiego mundialu. Wielu ekspertów wspominało przy dzisiejszej okazji Igrzyska w Brazylii, w Japonii, zwycięstwo 2-1 na turnieju w Niemczech, a mi jakoś gdzieś siedziało w głowie tamto niepozorne 0-0, ręka Sydney Leroux w polu karnym i wreszcie pozbawiająca nas ewentualnego zwycięstwa technologia goal-line, która wykazała, że po główce Caroline Seger i ofiarnej interwencji Meghan Klingenberg futbolówka nie przekroczyła wówczas linii bramkowej. Wtedy szczęście ewidentnie nie było jednak po naszej stronie, ale wiele lat w piłce nauczyło mnie, że w tym sporcie jego ogólny bilans zazwyczaj wychodzi mniej więcej na zero. Tę prawdę cierpliwie staram się przekazać przede wszystkim sympatykom jednego klubu ze Skanii i mam wielką nadzieję, że oni również z zapartym tchem śledzili dziś rano przekaz z Melbourne, wyciągając z niego konstruktywne wnioski. Choć z drugiej strony, czy w takiej chwili da się myśleć i reagować do końca racjonalnie? Chyba nie. W każdym razie, o ile latem 2015 fortuna uśmiechnęła się do Amerykanek, o tyle po ośmiu latach zmieniła swoje wybranki, a konsekwencje tej zmiany okazały się dla niektórych niezwykle bolesne. W tym gronie nie będzie jednak na pewno Liny Hurtig, która z kolei wyrysowaną przez komputer linię ogłaszającą wszem i wobec koniec elektryzującej serii jedenastek może spokojnie wytatuować sobie niczym swego czasu Caroline Seger współrzędne geograficzne Maracany. Bo nie mamy wątpliwości, że dla mającej za sobą niezwykle trudny sezon klubowy skrzydłowej Arsenalu, był to moment absolutnie wyjątkowy. I między innymi dla takich właśnie przeżyć warto mierzyć się z codziennymi trudnościami.
Żadnego spośród siedmiu wykonywanych przez reprezentantki USA rzutów karnych nie obroniła Zecira Musovic, która jednak tym razem nie musiała tego robić. Próby nerwów nie wytrzymały bowiem kolejno Megan Rapinoe, Sophia Smith oraz Kelley O’Hara i to ich pudła sprawiły, że podopieczne selekcjonera Andonovskiego już dziś dołączyły do Niemek czy Kanadyjek, kończąc swoją tegoroczną, mundialową przygodę. Trzeba jednak bardzo wyraźnie podkreślić, że gdyby nie naprawdę solidna postawa golkiperki z Falun, to cała zabawa mogłaby się dziś zakończyć zdecydowanie wcześniej i patrząc z naszej perspektywy nie byłby to wcale happy end. Musovic weszła w mecz nieco elektrycznie, rozpoczynając go od dwóch niezbyt pewnych interwencji, ale im dłużej trwało to spotkanie, tym ważniejszą jego postacią stawała się zawodniczka londyńskiej Chelsea. Niestraszne były jej dwa kąśliwe strzały Alex Morgan, słynne na cały świat główki Lindsey Horan, czy wreszcie dynamiczne rajdy Rodman oraz Smith. Młodą gwiazdę Portland Thorns szwedzka bramkarka z powodzeniem zatrzymała nawet wtedy, gdy najbardziej wartościowa piłkarka ostatniego sezonu NWSL znalazła się na pozycji spalonej. Do występu perfekcyjnego zabrakło Musovic chyba tylko przynajmniej jednej odbitej jedenastki, ale z drugiej strony często powtarzam, że dla mnie ten aspekt stanowi jedynie wartość dodatkową, a golkiperki powinno rozliczać się w pierwszej kolejności z postawy na przestrzeni dziewięćdziesięciu lub stu dwudziestu minut. A za nią 27-latce z Dalarny należy się naprawdę wysoka ocena.
Tak, w zasadzie całe dzisiejsze starcie toczyło się pod dyktando Amerykanek, ale absolutnie nie była to powtórka z cierpienia, które przeżywaliśmy podczas Igrzysk w Rio. Zabrakło nam być może trochę konkretów z przodu, bo prawda jest taka, że bramce Alyssy Naeher przez ponad dwie godziny gry zagroziliśmy zaledwie dwukrotnie, a sytuacje te także trudno rozpatrywać w kategorii okazji stuprocentowych. W pierwszej połowie golkiperka Chicago Red Stars do wysiłku zmuszona została po jednym z rzutów rożnych, w końcówce regulaminowego czasu gry niesygnalizowanym strzałem spróbowała zaskoczyć ją rezerwowa Sofia Jakobsson, ale poza pojedynczymi, szwedzkimi zrywami kreować na boisku próbowały przede wszystkim wciąż jeszcze aktualne mistrzynie świata. Tyle tylko, że podejmować niepotrzebnego ryzyka wcale nie musieliśmy, gdyż na tablicy wyników niezmiennie utrzymywał się rezultat dający nam szansę awansu. Defensywa nie była zdecydowanie monolitem; a to Ilestedt nieuważnie złamała linię spalonego, a to Andersson dała się wkręcić w ziemię Smith, a gdy w dogrywce wprowadzona dosłownie chwilę wcześniej na plac gry Hanna Bennison całkowicie nierozważnym zagraniem w poprzek boiska napędziła amerykański atak, zrobiło się naprawdę niebezpiecznie. Jako się jednak rzekło, w takich stykowych momentach szczęście było dziś po naszej stronie. A na sam koniec mały, osobisty rewanż wzięła także Hurtig. Do czego nawiązuję? Do półfinału sprzed czterech lat z Holandią, kiedy to właśnie ona została przy wyniku 0-0 sfaulowana w holenderskiej szesnastce, co wyraźnie pokazuje nawet kadr, który trochę emocjonalnie zdecydowałem się wówczas wybrać do pomeczowej relacji. Wtedy sędziowski gwizdek złowieszczo milczał, ale dziś – w nieco innych okolicznościach – wybrzmiał i był to dla piłkarki Arsenalu naprawdę słodki dźwięk. To jeszcze raz, jak to było z tym szczęściem i pechem w futbolowych realiach?
W piątek czeka nas ćwierćfinał z Japonią, przed którym na pewno będziemy wielokrotnie odpowiadać na różne pytania. Na przykład takie, czy sto dwadzieścia minut rywalizacji z USA w połączeniu ze zdecydowanie krótszym odpoczynkiem może działać na naszą niekorzyść. Albo takie, czy to właściwie dobrze się stało, że w grze o strefę medalową trafiamy na rywalki, które przynajmniej na papierze całkiem dobrze pasują nam stylistycznie. Argumenty za i przeciw znów zaczną się sypać, ale… to dopiero za chwilę. Bo teraz wylogowujemy się do świata i ogłaszamy mu radosną nowinę, że te mistrzostwa dla nas trwają i trwać będą jeszcze przynajmniej pięć dni.

Operacja operacją, ale mistrzostwa trzeba śledzić. Tak na gorąco, to ogromna radość. Jak to mówią zwycięzców się nie ocenia i dzisiaj na tym poprzestanę. Z Japonkami wcale nie będzie łatwiej, ale cieszyłabym się, gdybyśmy mogli obejrzeć spotkanie Szwecja- Dania (ot, fanaberia rekonwalescentki 😉 ).
Karne, to loteria, fakt, ale czasami widać po zawodniczkach/ zawodnikach, że to nie ich dzień i nie czują się przede wszystkim mentalnie na siłach, żeby strzelać. Ewidentnie można to było dzisiaj zobaczyć u S. Smith. Myślę, że na dużo więcej pytań będzie musiał odpowiedzieć w tej kwestii (i nie tylko tej) trener USA. Mina K. Mewis po meczu mówiła wszystko.
Heja Sverige!
LikeLiked by 1 person
Oj, to ja może się nie przyznam, co widziałem u Bennison 😉 Ale koniec napisał się przepiękny. Chociaż… jaki koniec, to nie my dziś kończymy! A jak już bawimy się w życzenia, to poproszę Nigerię w finale, bo Mercy Akide to moja pierwsza piłkarska fascynacja!
Ale są rzeczy ważne, ważniejsze i najważniejsze (coś tam w temacie wiem), więc przede wszystkim dużo zdrówka i dużo siły ❤ Przyda się jeszcze na wiele takich okazji, jak ta dzisiejsza! 🙂
LikeLike