Gdy pomimo gry w osłabieniu wygrywasz pierwszy w sezonie mecz, a na dodatek robisz to na obcym boisku i zdobywasz decydującego gola w 92. minucie, to trudno sobie wyobrazić, aby nie stanowiło to potężnego zastrzyku pozytywnej energii. Niestety, wydarzenia ostatnich dni sprawiły, że o ubiegłotygodniowej wiktorii na Stadionie Olimpijskim w klubie z Dalarny nie pamięta już chyba nikt. Poważna kontuzja wybranej ostatnio do jedenastki kolejki Liny Lundqvist, przy jednoczesnym zawieszeniu Johanny Axfeldt oznacza, że do niezwykle istotnego pojedynku o sześć punktów Kvarnsveden przystąpi z debiutującą na poziomie pierwszej ligi osiemnastolatką między słupkami oraz skleconą w nadzwyczaj eksperymentalny sposób defensywą. Powodów do optymizmu fani z Borlänge mogą szukać jedynie w tym, że nie ma takiego meczu, w którym Chawinga – przy drobnej pomocy Roddar i Addo – nie potrafiłaby strzelić o jednego gola więcej od rywalek, a w sobotę na Ljungbergsplanen nie zawita żaden z ligowych mocarzy, a mające swoje problemy Vittsjö, które w żadnym z rozegranych dotychczas w tym roku spotkań nie prezentowało się lepiej od rywala.
Kontuzje więzadeł nie omijają także Eskilstuny, ale szczęście w nieszczęściu ekipy Viktora Erikssona polega na tym, że akurat na bokach obrony kadra United prezentuje się na tyle solidnie, że nawet bez doświadczonej Anniki Svensson drużyna nie powinna stracić wiele na jakości. Inna sprawa, że w sobotnie popołudnie na Limhamns IP, presja spoczywająca na zawodniczkach gości będzie o tyle duża, że ewentualne zwycięstwo oznaczać będzie awans na fotel lidera Damallsvenskan na przynajmniej 51 godzin. Oznacza to mniej więcej tyle, że zbierające w ostatnich tygodniach pochwały za wspaniałą postawę na ligowych boiskach Malin Diaz oraz Mimmi Larsson staną przed kolejnym wyzwaniem i jeśli poradzą sobie z nim tak dobrze, jak z poprzednimi, to chyba nawet Pia Sundhage z Lilie Persson dojdą w końcu do jedynych, właściwych wniosków. Najpierw trzeba będzie jednak rozegrać świetną partię w Malmö, a Sven Sjunnesson z całą pewnością postara się temu zapobiec i wcale nie musi być w tej konfrontacji bez szans.
Jack Majgaard otwarcie przyznaje, że wciąż poszukuje ustawienia, w którym dałoby się zmaksymalizować zysk z jednoczesnego przebywania na boisku zabójczego, ofensywnego kwartetu ze Skanii, więc wyjazd na stadion potencjalnej czerwonej latarni Damallsvenskan wydaje się być wręcz wymarzoną okazją do przeprowadzenia kolejnych testów. Nawet gdyby ich efekty miały nie być jeszcze do końca optymalne, to Schelin, Mittag, Martens i Masar i tak powinny bez większych problemów znaleźć sposób na rozpracowanie defensywy beniaminka. Nieco inaczej patrzą jednak na te sprawy w Sztokholmie, gdzie przypominają, że Hammarby to klub potrafiący radzić sobie z drużynami gwiazd, w związku z czym piłkarki ze Skanii muszą nastawić się w najbliższą niedzielę na niezwykle absorbujące popołudnie. Czy rzeczywiście jakakolwiek niespodzianka jest tu w ogóle możliwa? Cóż, mamy do czynienia z piłką nożną, ale uczciwie przyznajmy, że jest ona mniej więcej tak samo prawdopodobna, jak to, że Sundhage trafi z ustawieniem na mecz z Niemcami.
Gdybyśmy napisali, że Piteå w historii swoich pierwszoligowych występów nie radziło sobie na Valhalli, to byłoby to całkiem sporym niedopowiedzeniem. Piłkarkom z Norrland przez wszystkie lata udało się bowiem wywalczyć w Göteborgu jeden, jedyny punkt i strzelić jednego, jedynego gola (autorstwa trochę już zapomnianej Jennifer Nobis). Przed niedzielnym starciem wydaje się, że potencjał obu ekip należałoby ocenić mniej więcej podobnie, ale niewykluczone, że i tym razem zadziała syndrom niezdobytej twierdzy i komplet punktów raz jeszcze pozostanie w Västergötland. Bez względu na wszystko, dodatkowym smaczkiem tej konfrontacji z pewnością będzie pojedynek rywalizujących o miano najlepszej szwedzkiej golkiperki Damallsvenskan Hildy Carlén oraz Jennifer Falk. Może więc jednak to nie stadion, a dyspozycja obu bramkarek przesądzi o ostatecznym rozstrzygnięciu?
Gdyby posiłkować się wyłącznie tabelą, zarówno Djurgården, jak i Kristianstad, jawiłyby się nam jako zespoły, dla których szczytem marzeń powinno być jedynie spokojne utrzymanie. Doskonale wiemy jednak, że zarówno podopieczne Joela Riddeza (najbliższe spotkanie obejrzy z trybun), jak i ekipa Elisabet Gunnarsdottir prezentują się na boisku znacznie lepiej niż wskazywałyby zajmowane przez nie lokaty. Czy bezpośrednie starcie okaże się dla jednej z zainteresowanych drużyn przełomem i początkiem lepszych, wiosennych dni? W teorii powinniśmy wskazać na Djurgården, ale skądinąd wiemy, że zawodniczki z Kristianstad tak dobrze na wyjazdach nie grały chyba nigdy, a Chikwelu do spółki z Chukwudi mogą okazać się kolejnymi – po Chawindze i Addo – afrykańskimi bohaterkami Stadionu Olimpijskiego. Jedynym pewnikiem jest w zasadzie to, że ewentualna porażka będzie dla obu klubów równoznaczna ze spędzeniem najbliższego tygodnia w strefie spadkowej, czego przed sezonem nie zakładano zapewne w żadnym z obozów.
Gdybyśmy chcieli cofnąć się w czasie do ostatniego zwycięstwa piłkarek z Linköping na Behrn Arenie, to czekałaby nas podróż do roku, w którym Szwecja była gospodarzem piłkarskich Mistrzostw Europy, a Mallory Pugh rozpoczynała swój drugi rok edukacji w szkole średniej. Nawet w poprzednim, niemal perfekcyjnym z perspektywy LFC sezonie, Harder i spółka w ostatnich minutach zdołały jedynie wyrwać w Örebro remis. Wiadomo, że statystyki w futbolu nie grają, ale jednak aktualnym mistrzyniom kraju akurat z najbliższym rywalem nigdy nie grało się wygodnie, więc trudno się dziwić, że w Linköping robią wszystko, aby Marija Banusic była w stanie wystąpić w poniedziałek w możliwie największym wymiarze czasowym. Jeśli bowiem – zgodnie z prezwidywaniami – czeka nas kolejne starcie na stylu – to najlepsza snajperka LFC może okazać się decydującym argumentem przechylającym szalę zwycięstwa na korzyść gości. Może, ale absolutnie nie musi.