The Chester Report (VIII)

linda

92. minuta, jeden gol i półfinał jest nasz (Fot. Pontus Orre)

Back to Sheffield! We wtorek zagramy o finał na tym samym stadionie, na którym nie tak dawno rozpoczynaliśmy naszą angielską przygodę. A my od pewnego czasu wprost uwielbiamy takie turniejowe powroty. Pamiętacie francuski mundial i triumfalne, ponowne wizyty w Rennes i Nicei? Tam też mierzyliśmy się z najwyższej klasy rywalkami, którym po ostatnim gwizdku pozostawało jedynie pokiwać z uznaniem głowami. Teraz sytuacja niejako się powtarza, ponieważ to na kroczących od jednego efektownego zwycięstwa do drugiego gospodyniach EURO 2022 ciążyć będzie presja zwycięstwa, a my po raz pierwszy od dłuższego czasu wyjdziemy na mecz w roli underdoga. A to paradoksalnie wcale nie muszą być dla nas złe informacje. Oby tylko w decydujących momentach opuściły nas problemy natury pozasportowej, to przed grą o finał będziemy ostrożnymi optymistami. Na analizę najbliższej przyszłości przyjdzie jednak jeszcze czas, bo dziś mamy pełne prawo świętować trzeci półfinał z rzędu na wielkiej imprezie. Wiecie ile innych reprezentacji może pochwalić się podobnymi statystykami? Jeśli nie, to spróbujcie to policzyć, a wtedy jeszcze bardziej docenicie to, czego tej niepokonanej od 868 dni kadrze udało się właśnie dokonać.

Jaki był mecz – każdy widział. Z jednej strony możemy narzekać na niską efektywność, zbyt długie przestoje, czy wreszcie łatwe do rozczytania schematy konstruowania akcji ofensywnych. To wszystko jest oczywiście prawdą, ale warto docenić przy tym solidność belgijskiej defensywy, która raz jeszcze udowodniła, że w futbolu sukcesy buduje się od tyłu, a prawidłowość ta jest szczególnie widoczna w przypadku ekip na dorobku. W pierwszej połowie obrończynie Czerwonych Płomieni dały się zaskoczyć tylko jeden raz, kiedy to błysk geniuszu pokazała niezawodna Kosovare Asllani. Przez chwilę mogło się wydawać, że zamiary piłkarki Milanu idealnie przeczytała Stina Blackstenius, ale radość z faktu umieszczenia piłki w belgijskiej siatce szybko przerwała nam bezlitosna analiza VAR. Rywalki miały więc trochę szczęścia, ale nie zapominajmy o drobnym szczególe, który na imię ma Nicky, a na nazwisko Evrard. Bądźmy szczerzy: mało kto z nas śledzi na bieżąco rozgrywki ligowe w Belgii i może nawet trochę dziwił nas fakt, że 27-letnia piłkarka grająca przez dwa ostatnie sezony w Gent znalazła się w hierarchii trenera Serneelsa wyżej niż chociażby znana z występów w barwach włoskiego Sassuolo Diede Lemey. Finały EURO ponad wszelką wątpliwość udowodniły nam jednak, że belgijski selekcjoner doskonale wiedział, co robi i w tej chwili trudno nam wyobrazić sobie najlepszą jedenastkę turnieju bez belgijskiej bramkarki. Bo przecież nawet w sytuacji, która koniec końców przyniosła nam zwycięskiego gola, Evrard chwilę wcześniej popisała się dwiema kapitalnymi paradami. Wobec drugiej dobitki była już rzecz jasna całkowicie bezradna, ale ani trochę nie wpływa to na ocenę jej występu zarówno dziś, jak i w trzech spotkaniach fazy grupowej. A w Leuven mogą naprawdę zacierać ręce, że taką zawodniczkę udało im się zaklepać jeszcze przed rozpoczęciem letniego okienka transferowego, gdyż obecnie byłoby to zadanie zdecydowanie bardziej wymagające.

Wróćmy jednak do spraw naszych i nie chodzi tutaj wcale o dyskusję na temat niewykonanych przez Petera Gerhardssona zmian. W tej kwestii możemy jedynie zacytować jednego z trenerów Damallsvenskan, który w analogicznej sytuacji odparł, że roszady personalne mają sens tylko i wyłącznie wtedy, gdy wykonuje się je w konkretnym celu, a w przeciwnym razie są jedynie graniem na alibi. Szwedzki selekcjoner owego celu najwyraźniej nie widział i ostatecznie wyszło na jego, choć nasza cierpliwość rzeczywiście została tym razem wystawiona na naprawdę ciężką próbę. Inna sprawa, że akurat dziś gra szwedzkich piłkarek wcale nie była aż tak zła, jak na pomeczowej konferencji oceniali to najwięksi krytycy. A skoro tuż przed decydującym rzutem rożnym w żółtym sektorze dominowało podejście w stylu: teraz Ilestedt i 1-0, to znaczy to tyle, że nawet utrzymujący się przez ponad dziewięćdziesiąt minut bezbramkowy remis nie zachwiał wiarą w ten zespół. I bardzo skądinąd słusznie, bo w tej prognozie nie udało się trafić wyłącznie nazwiska obrończyni, która wpisała się na listę strzelczyń. Tego zaszczytu dostąpiła ostatecznie mająca za sobą naprawdę wymagający rok Linda Sembrant, dla której wspomniany gol z pewnością okazał się najwspanialszą możliwą nagrodą za tygodnie walki o to, aby na turniej do Anglii w ogóle pojechać. Tę walkę z czasem udało się wygrać, choć bardzo długo wcale nie było to aż tak oczywiste. I dokładnie tymi samymi słowami moglibyśmy określić dzisiejszy mecz z Belgią, który jednak – i podkreślmy to naprawdę wyraźnie – wcale nie był popisem szwedzkiej bezradności, jak niektórzy chcieliby to widzieć.

A co z indywidualnymi laurkami? Jak widać, Gerhardsson nieprzypadkowo chwalił podczas ostatniego przedmeczowego briefingu Nathalie Björn, bo piłkarka Evertonu rozegrała dziś na szóstce naprawdę efektowną partię. Do pełni szczęścia zabrakło może konkretów w postaci liczb, choć tych przynajmniej dwa razy pozbawiły jej koleżanki, marnując doskonale rozpoczętą akcję ofensywną. Jeśli jednak defensywne pomocniczki rozliczamy zarówno ze statystyk typowo defensywnych, jak i z gry do przodu, to Björn w obu tych aspektach zwyczajnie nie zawiodła. Niezwykle aktywnie weszła w mecz Kosovare Asllani, ale to w przypadku meczów kadry stało się w ostatnich latach czymś w rodzaju niepisanej tradycji. Inna sprawa, że gdyby nie system VAR, to szwedzka wicekapitanka byłaby na tę chwilę liderką klasyfikacji asyst na angielskim EURO, ale słynne już na cały piłkarski świat wideoweryfikacje pozbawiły ją aż dwóch decydujących podań. Druga połowa nie była już w wykonaniu Kosse aż tak efektywna, choć ambicji i chęci do gry nie można jej odmówić nawet wtedy, gdy zaczynało brakować sił. A te ulatywały coraz bardziej wyraźnie z każdą upływającą minutą, w wyniku czego Asllani nie była w stanie spędzić choćby chwili w pomeczowej strefie mieszanej i jako jedyna ze szwedzkich piłkarek bezpośrednio z murawy udała się na zasłużony odpoczynek. Lekarz kadry uspokoił jednak, że w tym przypadku nie ma tematu kontuzji lub choroby, a mówić możemy tylko (lub aż) o wyczerpaniu organizmu. I znów w tym miejscu pojawiają się nam przed oczami obrazki z francuskiego mundialu, kiedy to po meczu z Holandią byliśmy świadkami identycznej sytuacji, a dosłownie trzy dni później odrodzona na nowo Asllani została jedną z bohaterek nieoczekiwanej wiktorii nad Anglią. Historia podobno lubi się powtarzać.

Sporo pochwał zebrała ponadto zastępująca dziś chorą Jonnę Andersson Amanda Nildén, dla której starcie z Belgią było absolutnym debiutem na wielkiej imprezie. I faktycznie, pierwszy występ na EURO defensorka Juventusu może zapisać na plus, a o zaufaniu ze strony bardziej doświadczonych koleżanek może świadczyć fakt, że to właśnie Nildén wykonywała dziś wszystkie stałe fragmenty, które nominalnie byłyby działką Andersson. Na podobne recenzje nie mogła natomiast liczyć ustawiona raz jeszcze w roli lewoskrzydłowej Fridolina Rolfö i coraz częściej słychać głosy, że ubiegłoroczna zdobywczyni Diamentowej Piłki nie jest na angielskich boiskach w optymalnej formie. Nierzadko podnoszony jest także temat jej roli na boisku oraz tego, czy aby na pewno Gerhardsson w pełni potrafi spożytkować taktycznie jej potencjał. Wiemy jednak, że Rolfö to zawodniczka potrafiąca jednym wybitnym występem zamknąć usta wszystkim krytykom, więc mocno trzymamy kciuki, aby stało się to na przykład w Sheffield. Podobnie mają się zresztą sprawy z Magdaleną Eriksson, która swój zdecydowanie najlepszy mecz na turnieju rozegrała przeciwko Holandii, a w kolejnych starciach wielokrotnie decydowała się przetestować naszą cierpliwość. Mecz przeciwko Anglii może być jednak dla niej spotkaniem wyjątkowym, a okazji do wykazania się jakością defensywnego rzemiosła może być w nim więcej niż podczas całej drogi do półfinału EURO. O tym, jak zneutralizować angielskie atuty będziemy jednak myśleć w kolejnej analizie, a póki co meldujemy wykonanie zadania i pozdrawiamy z najlepszej czwórki! Do następnego razu!

2 thoughts on “The Chester Report (VIII)

  1. Cytując klasyków “nieważne jak zaczynasz, ważne jak kończysz”. Tyle w kwestii wczorajszego meczu. Nie będę oceniać podopiecznych trenera Gerhardssona, ani tym bardziej jego taktyki. Półfinał jest? Jest, a to najważniejsze. Tam może zdarzyć się wszystko. Szanse są wyrównane a o tym, kto zagra w finale, zadecydować mogą drobiazgi.
    Nurtują mnie tylko dwie kwestie:
    1. Czy tylko ja odnoszę wrażenie, że od pewnego czasu Szwecja nie ma w swoim składzie napastniczki, takiej klasycznej “killerki” typu Alex Morgan czy Lotta Schelin, które nawet w słabszej dyspozycji, rozstrzygały o losach spotkania.
    2. Dziwi mnie stwierdzenie, że Rolfö nie jest na tych ME w optymalnej dyspozycji. Podobną opinię można byłoby przecież wygłosić na temat większość zawodniczek, niestety.

    Trzymamy dalej kciuki za Sverige. Sembrant z kolejnym trafieniem? Dlaczego nie 😉

    Like

    • Słuszna uwaga! Historycznie w reprezentacji Szwecji zawsze była taka piłkarka w ofensywie (Sundhage, Videkull, Ljungberg, Schelin), a od zakończenia kariery przez L8 jej nie ma. Kandydatką na następczynie była Stina, ale z czasów kadry U-19, bo jako seniorka ma już inny profil.

      Co do Rolfö to pewnie to ‘rozczarowanie’ wynika głównie z tego, że wielu widziało w niej liderkę tej kadry. Eidevall powiedział nawet w BBC, że w półfinale posadziłby ją na ławce. Wiadomo, typowy Eidevall i wypowiedź pod kontrowersje, ale też pokazuje, jak duże były wobec niej oczekiwania. Z drugiej strony wciąż jest czas je spełnić.

      Like

Leave a comment